reklama

Oni nie chcieli się zabić

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Oni nie chcieli się zabić - Zdjęcie główne

Przyczyną śmierci dwójki nastolatków były urazy wielonarządowe. To wynika z sekcji zwłok, którą zleciła wałbrzyska prokuratura

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Na sygnale Zakończyło się śledztwo po śmierci dwójki nastolatków pod kołami szynobusu w niedzielę, 14 listopada 2021 r. Choć wokół tego zdarzenia narosło wiele legend jedno jest pewne: młodzi ludzie nie chcieli popełnić samobójstwa.
reklama

Pociąg zabił 15-letnią dziewczynę i 16-letniego chłopaka, mieszkańcy Głuszycy graniczącej z Nowa Rudą. Po śmierci nastolatków mówiło się, że trzymając się za ręce szli w stronę rozpędzonego pociągu, aby wspólnie skończyć swoje życie. Tymczasem ustalenia śledczych wskazują, że mamy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem i należy wykluczyć samobójstwo. 

 

Prokuratura ustaliła, że dwoje młodych ludzi szło lewym torem (przyjmując usytuowanie osoby poruszającej się do przodu), a więc torem, który co do zasady był przeznaczony dla pociągów jadących w kierunku Głuszycy. Jednak od 8 listopada przez okres prawie dwóch tygodni prawy tor został wyłączony z ruchu i pociągi w obu kierunkach poruszały się tylko i wyłącznie torem lewym. Jedna z młodych osób wiedziała, że pomiędzy godz. 11.00 a 11.20 powinny przejechać po torach dwa pociągi. Jeden w kierunku Głuszycy, drugi od Głuszycy i później przez długi czas tamtędy nie powinien jechać żaden skład. Jednak rozkład jazdy został zmieniony w związku z tym, że był tam do wykorzystania tylko jeden tor. Według prokuratury te młode osoby były przekonane o tym, że w chwili gdy poruszają się lewym torem, to żaden pociąg nie powinien nadjechać, bo wszystkie pociągi już pojechały, a kolejny miał być dopiero za ok. 2 godziny. 

Nastolatki zostały uderzone przez pociąg z tyłu. W tym tragicznym czasie młodzi ludzie poruszali się po dość ostrym zakręcie, który ograniczał widoczność zarówno im, jak i w sposób istotny maszyniście. On dostrzegł osoby znajdujące się na torach w odległości kilkudziesięciu metrów przed sobą. Nie było możliwości, aby maszyna jadąca z dozwoloną prędkością mogła się zatrzymać. Maszynista użył sygnału ostrzegawczego, który miał uświadomić osobom znajdującym się na torach, że jedzie pociąg. Ich reakcja nie była wystarczająca, bo spodziewali się oni pociągu nadjeżdżającego z za zakrętu, ale z naprzeciwka, a on nadjechał z tyłu. Gdy usłyszeli sygnał pociągu, patrzyli przed siebie, spodziewając się tam zobaczyć pociąg. Powoli próbowali opuścić torowisko. Na to wskazują wszystkie materiały dowodowe, również nagrania. 

Co nastolatkowie robili na torach? Spacerowali. To były osoby, które chciały się bliżej poznać i szły torami na spacer.

 

 

 

 

***

Z Marcinem Witkowskim, szefem Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu rozmawia Karolina Marcińczyk. 

 

Śledztwo się zakończyło umorzeniem. Dlaczego?

- Nie ustaliliśmy, żeby to, co tam się wydarzyło, to było przestępstwo w rozumieniu prawa karnego. Z naszych materiałów wynika, że był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. Nie potwierdziło się przede wszystkim to, żeby te osoby chciały popełnić samobójstwo. Prokurator uzyskał jeszcze opinię związaną z analizą komunikatorów internetowych. Tam kompletnie nie wychodziło nic, co mogłoby wskazywać, że celem tych osób było to, żeby popełnić samobójstwo. Czegoś takiego po prostu nie było. 

 

Czy motorniczy miał jakąkolwiek szansę, żeby uniknąć zderzenia?

- Nie, nie miał najmniejszych szans. Do wypadku doszło na łuku. Motorniczy jechał z prawidłową prędkością, jaka jest dopuszczalna, to wynika z zabezpieczonych rejestratorów, które znajdowały się w szynobusie. Kiedy on dostrzegł te osoby, to poruszał się z taką prędkością, że nie mógł zatrzymać pojazdu. On miał cztery-pięć sekund na reakcję. Proszę pamiętać, że on się poruszał szynobusem, to nie jest pojazd, który można byłoby zatrzymać w kilka sekund. Jedyne co mógł zrobić, to użyć sygnału dźwiękowego i taki sygnał dźwiękowy został użyty. To też wynika z rejestratorów. Rejestratory, które znajdowały się w szynobusie odnotowały użycie sygnału dźwiękowego. 

 

Śledztwo zakończyło się umorzeniem, czy któraś ze stron zaskarżała decyzję prokuratora?

- 8 lutego 2022 roku została wydana decyzja o umorzeniu postępowania. Ja nie mam informacji na temat tego, żeby ktokolwiek podnosił, ktokolwiek skarżył tę decyzję. Prozę mi wierzyć, przeprowadziliśmy niemal wzorcowe śledztwo. Lekko złośliwie powiem, że gdybyśmy mieli takie możliwości, jak w filmach "CSI", że wszystko dostajemy od ręki, to trwałoby to krócej, ale rzeczywistość jest inna niż w filmach, to więc troszeczkę trwało, bo my na każda opinię musimy czekać. Przygotowaliśmy eksperyment procesowy, żeby dowiedzieć się, czy te osoby mogły usłyszeć szynbus, jak głośny, jak donośny był ten sygnał dźwiękowy, którego użył maszynista. To wszystko zostało zrobione. Dla mnie zostało zrobione wszystko, co można było zrobić, żeby ustalić, czy mamy do czynienia z targnięciem się na swoje życie. W prawie karnym nie ma przestępstwa, które polega na tym, że ktoś popełnia samobójstwo, bo to nie jest zakazane prawem. Natomiast nakłanianie do tego jest zakazane prawem. Nie znaleźliśmy ani jednej sytuacji, ani jednego dowodu, który wskazywałby na to, że te osoby miały zamiar popełnić samobójstwo, bo nic kompletnie tego nie potwierdza oraz nie było nic, co wskazywałoby, że ktokolwiek chciałby albo przedsięwziął jakiekolwiek czynności, aby te osoby targnęły się na własne życie.  

 

Przyczyna śmierci jednoznaczna
Przyczyną śmierci dwójki nastolatków były urazy wielonarządowe. To wynika z sekcji zwłok, którą zleciła wałbrzyska prokuratura, która po tragicznym zdarzeniu na torach wszczęła śledztwo w sprawie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. 
Maszynista bardzo przeżył to, co się stało
Motorniczy wiedział, że nie jest w stanie zatrzymać pociągu, bo był to zbyt krótki odcinek, aby taka możliwość była. Pociąg poruszał się z dopuszczalną prędkością. Zaraz po dostrzeżeniu osób znajdujących się na torach maszynista użył sygnału dźwiękowego i to właściwie było wszystko, co ten człowiek mógł zrobić. Próbował hamować, ale bezskutecznie, bo pociąg potrzebuje dość długiego dystansu, aby się zatrzymać. Zatrzymał się 200 metrów dalej od miejsca zdarzenia. Maszynista po tym tragicznym zdarzeniu wziął kilka dni wolnego. Do pracy wrócił dopiero w piątek, 19 listopada.
- Maszynista wrócił do pracy i powoli próbuje się z tym wszystkim zmierzyć. Nie chce jednak do tego zdarzenia wracać - mówił nam po wypadku Bartłomiej Rodak, rzecznik prasowy Kolei Dolnośląskich.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama