Czy musiała umrzeć?

Prokuratorzy o śmierci dziecka, okolicznościach pobytu w szpitalu, zostali powiadomieni dopiero kilka dni po pogrzebie. Nie zrobili tego jednak lekarze, ale matka. - Sekcja prokuratorska nie została przeprowadzona, bo nie wiedzieliśmy o zdarzeniu - przyznaje prokurator Jan Sałacki. Na szczęście zleciła ją w trybie administracyjnym prawdopodobnie Jadwiga Radziejewska, dyrektor szpitala w Nowej Rudzie. - Został zabezpieczony protokół z sekcji. Prokurator wszczął śledztwo w kierunku narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia ze skutkiem śmiertelnym. Będziemy badać proces leczenia dziewczynki w szpitalu w Nowej Rudzie, czy nie doszło do popełnienia błędu lekarskiego - zapowiada Sałacki. Na razie o jednoznacznej przyczynie śmierci śledczy mówić nie chcą. Na pewno więcej będzie wiadomo po przesłuchaniu świadków i powołaniu biegłych z zakresu medycyny sądowej. Nagła śmierć Przypomnijmy: Do tragedii doszło w środę, 30 maja, dzień przed Bożym Ciałem. O godz. 8:00 rano dyspozytor pogotowia ratunkowego odebrał telefon ze szkoły podstawowej z Ludwikowic Kł. Pomocy potrzebowała 11-latka, która dostała krwotoku z nosa. Przekazane przez dyspozytora instrukcje postępowania nie pomogły. Krwotoku nie zatamowano. Po drugim telefonie, pogotowie przyjechało. Ratownicy zabrali dziewczynkę do noworudzkiego szpitala. Dziecka nie udało się uratować. 11-latka zmarła nagle. Teraz to śledczy sprawdzą, czy jej śmierć mogła być spowodowana popełnionym błędem lekarzy.