Grozi im niewypłacalność

- Poniesiemy ogromne koszty i straty. My żyjemy ze sprzedaży drewna. A sprzedaż drewna stanęła. Raz, że my w pokaźnym stopniu drewno sprzedawaliśmy Czechom i Niemcom. W Broumovie jest zakład, który od nas kupował, ale przejście graniczne w Tłumaczowie jest zamknięte, więc zostaje przejście w Kudowie-Zdroju. Nikt nie wozi bo jest za drogo. Tartaki i wszystkie zakłady z przeróbką drewna stanęły - ujawnia Jan Lenart, Nadleśniczy Nadleśnictwa Jugów. - Nie kupują odbiorcy, a właściwie nie kupują Chińczycy, bo największym odbiorcą wyrobów drzewnych z Europy to były Chiny. Chiny przestały kupować. Nasza sprzedaż spadła w tej chwili gdzieś o 4050%, czyli połowę tego, co powinniśmy sprzedawać, a sprzedajemy w tej chwili na poziomie tak ograniczonym, że prawdopodobnie płynność finansowa (nasza jest jeszcze w miarę) całej dyrekcji we Wrocławiu (33 nadleśnictw) w lipcu się skończy – szacuje Lenart. Jak sytuacja się nie zmieni, to w lecie leśnicy prawdopodobnie staną przed dylematem niewypłacalności. - Ratujemy się trochę sprzedażą lokalną, bo te małe zakłady rodzinne jakoś próbują działać. Kupują trochę tego drewna - przyznaje nadleśniczy Lenart. - My jesteśmy też przygnieceni jakby drugą klęską. Świerk usycha i to drewno nie jest pełnowartościowe. Jeżeli jeszcze dłużej poleży, a musi, to jego wartość jeszcze się zmniejszy, więc duże kłopoty przed nami. Może jeszcze miesiąc, góra dwa, jak się nic nie zmieni, to wytrzymamy. Później nie wiem co będzie – rozkłada ręce nadleśniczy.