Najpierw dworzec, później kładka

Kładka przy ul. Ludwikowskiej na skraju Nowej Rudy i Ludwikowic Kł. pamięta jeszcze czasy wojny. Jest popularnym skrótem, z którego od lat korzystają mieszkańcy chodząc do sklepów, czy szkoły. Dziś przejście nią może skończyć się tragicznie, bo jej stan jest opłakany. Mieszkańcy na rozbiórkę się nie zgadzają, a samorządy na jej remont nie mają. W 2017 r. oszacowano, że remont pochłonąłby 253 tys. zł. Nawet gdyby władze miasta sfinansowały remont w połowie to i tak gmina Nowa Ruda nie ma dziś pieniędzy, żeby dołożyć się do tego. - Koszt jest duży, ale na pewno ta kładka jest zasadna, aby dalej istniała. Mieszkańcy całe życie z niej korzystali i mają tamtędy przejście z ul. Ludwikowskiej na Wiejską, taki skrót. Dlatego nie mogą się dziś pogodzić z tym, że tamtędy nie mogą chodzić, bo kładka jest w złym stanie technicznym - ocenia Janusz Ferenc, sołtys Ludwikowic Kł., a jednocześnie gminny radny. Ważniejszy jest dworzec Dziś priorytetową sprawą dla sołtysa Ludwikowic Kł. jest wyremontowanie podejścia pod dworzec kolejowy w Ludwikowicach Kł. - To jest w tej chwili o wiele ważniejsze, bo mieszkańcy tam się przewracają i nogi łamią. Na to zadanie, które nazywa się „Ciąg pieszy na dworzec PKP w Ludwikowicach Kł.” mamy już projekt i w przyszłym roku będziemy je realizować. Będą tam m.in. wybudowane schodki, zrobione barierki, których dziś nie ma i odwodnienie. Kładka też zostanie zrobiona, ale musimy znaleźć pieniądze albo jakieś dofinansowanie do tego remontu - tłumaczy Janusz Ferenc.