reklama

Nowa Ruda: To koniec dramatycznych scen w tej wspólnocie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Nowa Ruda: To koniec dramatycznych scen w tej wspólnocie - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPsychicznie chora w szpitalu. Koniec niszczenia budynku. Sąsiedzi odetchnęli z ulgą.
reklama

 Już w grudniu apelowaliśmy do urzędników, żeby zajęli się chorą mieszkanką Nowej Rudy, bo dojdzie do sąsiedzkiego linczu. Minęło 5 miesięcy i sąsiedzi nie wytrzymali. O tym co dokładnie się wydarzyło pisze Alicja Zaboronek

Od kilku lat słynna biała dama, czyli 36-letnia Iwona D. niepokoiła swoim wyglądem i zachowaniem mieszkańców Nowej Rudy. Niezależnie od pory roku zawsze była ubrana na biało i poowijana tak, jakby były syberyjskie mrozy. Pomimo że wszyscy wiedzieli, że kobieta jest psychicznie chora i się nie leczy, to nikt nie był w stanie jej pomóc. - Całymi dniami się tłucze.

Sypie po klatce schodowej jakieś proszki. Nie wiadomo co jej kiedyś do głowy przyjdzie. Taka osoba nie powinna mieszkać sama bez opieki - mówiła wtedy Genowefa Kałuża, która mieszka dosłownie pod mieszkaniem Iwony D.

reklama

Jednak wówczas wszyscy uważali, że kobieta nie stanowi dla nikogo zagrożenia. - Nie ma żadnych niepokojących sygnałów – zapewniała Anna Frankowska, kierowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Maria Kołodziejczyk z poradni zdrowia psychicznego przyznała, że kobieta powinna się leczyć, ale nie odpowiada na zaproszenia wysyłane listownie z poradni. Długo nie trzeba było czekać na konsekwencje. Kolejne miesiące bez leczenia sprawiły, że stan zdrowia Iwony D. znacznie się pogorszył. - Zaczęła się robić strasznie agresywna. Wybijała szyby na klatce schodowej, a nawet nam groziła - przyznaje pani Genowefa. W końcu pani Kałuża, podobnie jak inni sąsiedzi, nie wytrzymała.

reklama

W piątek, 4 maja na ich prośbę interweniowała ekipa pogotowia ratunkowego w asyście policjantów i strażaków. Ratownicy dostali się do mieszkania, gdzie agresywnie zachowującą się kobietę wyprowadzili skutą kajdankami, a następnie przewieźli na oddział psychiatryczny kłodzkiego szpitala, gdzie do dzisiaj przebywa. - Rzucała się i wyzywała wszystkich, dlatego w kajdankach ją zabrali – przyznaje pani Kałuża.

Alicja Zaboronek


Więcej w 781. numerze Gazety Noworudzkiej


reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama