Nowe fakty w aferze zarybieniowej

Znowu iskrzy wśród wędkarzy. Po naszej ubiegłotygodniowej publikacji dotyczącej obaw jednego z jugowskich wędkarzy dotyczących stanu ryb pływających w dzikowskim zalewie niemal natychmiast głos zabrało kierownictwo wałbrzyskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. - To prawda, że zarybialiśmy wody okręgu wałbrzyskiego. Ryby były jednak brane od trzech sprawdzonych producentów i za każdym razem były sprawdzane - zarzeka się Rafał Diug, specjalista ds. zagospodarowania wód w wałbrzyskim biurze PZW. - Wszystkie partie ryb były badane pod kątem zdrowotności przez uprawnionego ichtiopatologa, czyli osoby która kroi ryby sprawdzając ich zdrowotność pod mikroskopem - zapewnia. Diug nie kryje zaskoczenia zarzutami wędkarza z Jugowa tym bardziej, że osobiście nadzorował zakup i wpuszczanie ryb do dzikowskiego zalewu. - Wszystkie wpuszczane ryby przeglądałem osobiście. Były wpuszczone w dobrym okresie. Gdy woda w zalewie miała odpowiednią temperaturę - dodaje. Ignoruje dowody? Diug nie wierzy także, że chore ryby jakie w czwartek przed dwoma tygodniami trafiły do redakcji "Gazety Noworudzkiej" faktycznie pochodziły z akwenu w Dzikowcu. - Rybę każdy może przywieść i powiedzieć, że z tego właśnie zalewu ją wyłowił - uważa Diug. Wojna wśród wędkarzy O co więc tak naprawdę chodzi? Wiele wskazuje, że wśród wędkarzy trwa wojna o przywództwo. - Nie każdemu odpowiada to, że nasze wody zarybia akurat okręg wałbrzyski - odpowiada dyplomatycznie Diug. - Czasami nie podobają się wędkarzom władze okręgu, czy poszczególnych kół i wtedy dochodzi do różnych sytuacji - zaznacza. Więcej w najnowszym wydaniu Gazety Noworudzkiej nr. 914