reklama

Zdradliwy Szczeliniec

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: foto: P. Kajzerek, GOPR

Zdradliwy Szczeliniec - Zdjęcie główne

foto foto: P. Kajzerek, GOPR

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościKilkadziesiąt razy w roku wyjeżdżają do wypadków w rejonie Szczelińca w Karłowie. Najwięcej zdarzeń jest w okresie letnim, a ich przyczyną nie jest niebezpieczny teren, ale podejście jakie mają turyści do tego miejsca.
reklama

Karłów wraz z Szczelińcem Wielkim to jedno z najpopularniejszych miejsc na dolnośląskiej mapie turystycznej i jedno z najbardziej zdradliwych. W ubiegłym roku Park Narodowy Gór Stołowych odwiedziło ponad milion turystów. Wybierając się na Szczeliniec zapominamy, że to też są góry, a nie tylko jedna z wielu atrakcji ziemi kłodzkiej. Wypadki na Szczelińcu W rejonie Szczelińca ratownicy górscy interweniują nawet kilkadziesiąt razy w roku. - Mieliśmy m.in. przypadek turysty, który wybrał się na spacer w rejon Skalnych Grzybów. Chciał zrobić zdjęcie, spadł ze skały, uderzył głową i stracił przytomność. Leżał jakiś czas nieprzytomny. Później wezwał GOPR, ale zasięg jest tam dość słaby i przerwało połączenie. Nie zdążył zatem podać nam konkretnej lokalizacji gdzie się znajduje - wspomina Łukasz Pozorski, naczelnik wałbrzysko-kłodzkiej grupy GOPR. - Wiedzieliśmy tylko, że jest to rejon Skalnych Grzybów. Pojechaliśmy tam ze stacji z Wałbrzycha i Zieleńca. Była zima, więc to były dość duże poszukiwania. Na szczęście turysta był dość dobrze przygotowany do chodzenia i pobytu w górach. Pomimo urazu głowy i nogi zdołał rozpalić ognisko i jak usłyszał ratowników, to zaczął dawać znaki latarką. Udało się go względnie szybko jak na te warunki odnaleźć, ale mogło się to skończyć tragicznie - ocenia naczelnik. Od początku roku ratownicy na Szczelińcu interweniowali też m.in. w przypadku utraty przytomności. Był przypadek, że GOPR wezwała jedna z ratowniczek, która była przewodniczką górską. Było też sporo kontuzji kończyn typu skręcenie kostki i kolana. Nie tylko atrakcja - Problem wynika z tego, że na Szczelińcu jest duży ruch turystyczny. To jest punkt znajdujący się na trasie wycieczek. Ludzie traktują Szczeliniec jako jedną z wielu atrakcji turystycznych. Jadą na takiej zasadzie, że jedziemy w Kotlinę Kłodzką, to dobrze byłoby jednego dnia zobaczyć Twierdzę w Kłodzku, Szczeliniec, Muzeum Papiernictwa i jeszcze Kaplicę Czaszek. Często ten program jest przeładowany - przekonuje Pokorski. - To nie jest przyjazd do Karłowa, przeznaczenie jednego dnia na zwiedzanie, tylko taki bieg - uważa naczelnik wałbrzysko-kłodzkiej grupy GOPR. Trzeba pamiętać, że choć Karłów jest wysoko położony, to sam Szczeliniec też wymaga podejścia po schodach, przejścia dość trudnej trasy, która wymaga dobrej kondycji fizycznej. - Ludzie najczęściej nie są kondycyjnie do tego przygotowani. Stawy są obciążane, ale też występują problemy kardiologiczne. Mamy tam często zasłabnięcia, problemy natury krążeniowej wynikające z przeforsowania się. Wycieczki wysiadają i co - to tylko schody, pozornie łatwa trasa. Ale jednak to są schody, które prowadzą wysoko - tłumaczy naczelnik. - To jest zagrożenie. Nie sam teren, który nie jest jakiś bardzo niebezpieczny. To trasa turystyczna nawet bezpieczniejsza niż inne szlaki w górach, ale problemów z wypadkami doszukiwałbym się w podejściu turystów do tego miejsca - ocenia Pozorski. Wypadków jest dużo W rejonie Strzelińca wypadków jest o wiele więcej niż na innym terenie Parku Gór Stołowych. Ratownicy górscy nie ukrywają, że zdarzeń do których są wzywani zdecydowanie więcej jest w sezonie letnim. - Dlatego w okresie letnim dzięki burmistrzowi Radkowa, który nieodpłatnie udostępnił nam pomieszczenie, w którym w zimie funkcjonuje wypożyczalnia nart biegowych, od długiego weekendu majowego do października lub listopada działa dodatkowy punkt ratowniczy w Karłowie. Założyliśmy go sami. W weekendy i wszystkie święta ratownicy są tam na miejscu - mówi Łukasz Pokorski. Jak bezpośrednio połączy się z ratownikami? Dzwoniąc na numer 112 może przekierować nasze połączenie do Czech. To odwieczny problem terenów przygranicznych, bo sieci nie znają granic. 112 jest numerem europejskim, ale 985 albo 601 100 300 działa tylko w Polsce – przypomina Pokorski. Warto też zainstalować aplikację Ratunek. Gdy ktoś ma ją w smartfonie, to po naciśnięciu wezwie pomoc i ratowników, a goprowcy na mapie będą już mieli tę osobę dokładnie zlokalizowaną.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama