reklama

Zespół Pieśni i Tańca Nowa Ruda. Złota ręka garderobianej [wywiad]

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Stroje, w których tańczą tancerze Zespołu Pieśni i Tańca Nowa Ruda mają 50 lat. Zostały zakupione dla pierwszego składu zespołu ponad pół wieku temu i do dziś wyglądają jakby dopiero co zostały wypakowane. Ich stan to zasługa garderobianych, które przez lata czyściły ludowe stroje i dbały o nie, by nie nadszarpnął ich ząb czasu. Między innymi o tym, jak ciężką jest praca garderobianej Agnieszka Góralczyk rozmawia z Małgorzatą Drelich.
reklama

Jak rozpoczęła się Pani przygoda z Zespołem Pieśni i Tańca Nowa Ruda?

Przygoda ta zaczęła się 1 września 1989 r. Wówczas rozpoczęłam pracę w dziale imprez. W swoim zakresie obowiązków miałam m.in. współpracę z sekcjami działającymi w Miejskim Ośrodku Kultury, a jedną z nich był Zespół Pieśni i Tańca Nowa Ruda.

Przygotowywaliśmy m.in. zespół do różnych wyjazdów, czy upominki, które tancerze zabierali ze sobą. To była jednak taka powiedzmy luźniejsza współpraca. Bardziej zacieśniła się ona w momencie kiedy do Nowej Rudy przyjechała Ewa Miś-Krzemińska.

Co się wówczas stało?

Ewa dopiero poznawała miasto, a ja pracując w dziale imprez miałam kontakty: m.in. ze szkołami, organizowałam różne przeglądy piosenek, konkursy recytatorskie, wyjazdy do teatrów, przyjmowałam artystów, którzy przyjeżdżali do nas i ówczesna dyrekcja MOK-u (Ewa Geryn) zapytała czy nie poszłabym z Ewą w miasto, żeby zrobić nabór do zespołu. Poszłyśmy.

Przyszła wówczas bardzo duża grupa dzieci, bo prowadziliśmy nabór dzieci ze szkół podstawowych. Zaprzyjaźniłyśmy się z Ewą i coraz bardziej interesowałam się tym, co się dzieje w zespole. Gdy Ewa przejęła cały zespół zaczęła się już nasza stała współpraca. Coraz częściej zespół wyjeżdżał, odbywały się próby par, które tańczyły tańce polskie.

Jeździłyśmy na turnieje. Jeździłam wówczas jako opiekun do pomocy. Zajmowałam się sprawami organizacyjnymi i opieka nad dziećmi. Gdy Ewa stworzyła swoją grupę reprezentacyjną pojechaliśmy na zimowisko do Gdańska, gdzie spotkaliśmy się z zespołem z Kaszub i tańczyliśmy tańce kaszubskie. Później jeździliśmy już gdzieś co roku. Ewa zajmowała się tańcem, ja byłam opiekunem.

Kiedy zaczęła Pani dbać o garderobę zespołu?

30 lat przepracowałam w dziale imprez. W którymś momencie z zespołu odeszła garderobiana i ówczesny dyrektor MOK-u, Wojciech Kołodziej zapytał, czy nie chcę zająć się garderobą. Zgodziłam się i chyba przez dwa lata byłam jeszcze pracownikiem działu imprez i jednocześnie dbałam o garderobę zespołu.

Nie dało się jednak robić wszystkiego dobrze będąc "na dwóch stołkach". Zatem gdy minęło 30 lat mojej pracy w dziale imprez, powiedziałam dyrektorowi, że chętnie zajęłabym się garderobą zespołu. A w związku z tym, że to pochłania masę czasu (ktoś, kto się tym nie zajmuje nie zrozumie tego), to dyrektor musiał znaleźć na moje miejsce nową osobę do działu imprez.

Jak wygląda praca garderobianej?

Na koncertach widzimy piękne stroje, ale od przysłowiowej kuchni dbanie o nie jest ciężką pracą. Dzieci rosną, skład zespołu się zmienia, a stroje trzeba dopasowywać do każdej sylwetki. W chwili kiedy jest grupa stała, czyli mamy np. 8 par, które zaczynają tańczyć dopasowujemy do nich stroje zgodnie z regionami, których tańce tancerze tańczą. Każda osoba ma dopasowany strój.

Ale mijają np. dwa, trzy lata i zmienia się skład. Dochodzą młodsze dzieci, albo te, które tańczą rosną i dojrzewają. Teraz mamy taką sytuację, że dzieci z młodszej we wrześniu przejdą już do średniej grupy, a z tej później do reprezentacji. I z danego regionu trzeba dopasować stroje dla tych dzieci, które przejdą za chwilę do średniej grupy. Dzieci rosną. Więc wszystkie stroje trzeba dopasować-obwód pasa, spodenki w pasie, gorsety itd. Jest to praca na okrągło.

A jak się dba o stroje ludowe?

Ich się nie pierze. Mamy stroje, które mają po 50 lat. Zostały one kupione do pierwszego składu zespołu. Przecież z nami tańczą jeszcze oldboje, z których niektórzy dobiegają już do 70 lat. Wszystko są to naturalne tkaniny. Ich się nie pierze, je się czyści. Przez lata zespół miał garderobianą, która dbała o nie i mieliśmy dyrektorów i władze miasta, którzy o nas dbali i o to, żeby były pieniądze na ich czyszczenie.

Mamy zestawy po 12 kompletów i po 8. Stroje są z aksamitu. Ich nie wolno prać, bo się zniszczą. Mamy łowickie stroje, z których kiecka waży 11 kg. Wykonana jest ona z sukna tkanego na krosnach. Dzięki temu, że dbaliśmy o nie przez lata, stroje wyglądają dziś jak wyglądają. Są zadbane.

Są zespoły, które nie mają garderobianych i wówczas młodzież, która w nich tańczy musi sama zajmować się swoimi strojami. Pierzemy tylko koszule czy halki. Może jestem starej daty, ale ja np. jeszcze krochmalę bieliznę, bo wówczas lepiej ona wygląda.

Wiele zmieniło się przez te ponad trzy dekady?

Trudno mi powiedzieć, ale na pewno. Zmieniło się moim zdaniem podejście otoczenia. Kiedyś bardziej zwracaliśmy się w stronę ludowszczyzny. Dzisiaj zaczynamy powoli do tego wracać. My mamy jednak to szczęście, że poszczególni dyrektorzy MOK-u i władze miasta zawsze dbały o zespół jako o wizytówkę miasta, bo jest on wizytówką bez wątpienia. Dzieci, które do nas przychodzą bardziej integrują się w zespole aniżeli w szkołach.

Każdy wspólny wyjazd to przebywanie ze sobą, które ich bardzo wiele uczy – tolerancji, grzeczności, odpowiedniego zachowania w stosunku do siebie. Nie ma arogancji czy złośliwości. To, że ja szyję i dbam o stroje nie znaczy, że nie opiekuję się dziećmi i nie zwracam uwagi na to, jak się zachowują. Zespół to też wychowanie – poprzez taniec, szanowanie ubioru itd.

Zawsze powtarzam dzieciom, że ja je szanuję i zawsze daję im wszystko czyste i wyprasowane. A one muszą szanować też moja pracę i jak zdejmują stroje, muszą je ładnie powiesić na wieszak, żeby mogły służyć następnym pokoleniom.

Pani również szyje stroje?

Doszywam na zasadzie uzupełniania. Czasami zniszczą się jakieś spodnie czy spódniczki, lub potrzebujemy czegoś dodatkowego, bo żeby szyć stroje typowe z danego regionu to nie, ale jakieś takie dodatkowe elementy to tak. Często jest to również na zasadzie reperowania. Mój wyuczony zawód to krawiec, więc pewnie gdybym miała odpowiednie materiały i czas to i bym stroje uszyła.

Zamieniłaby Pani swoją pracę na inną?

Nie. Lubię to co robię. Oko moje i serce się cieszą gdy widzę jak przychodzą do zespołu dzieci, które stópki nie potrafią postawić na scenie, a za rok czy półtora już pięknie tańczą. Wówczas serce rośnie. U mnie w rodzinie są tradycje taneczne, głęboko zakorzenione. Jest to pokoleniowe. Od kilku lat tańczę w grupie Założyciele i przyjaciele wraz z synem Patrykiem.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama