reklama

Marta Adamiak-Szumska: Chciałabym wyrównać rachunki

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Sandra Ginter

Marta Adamiak-Szumska: Chciałabym wyrównać rachunki - Zdjęcie główne

foto Sandra Ginter

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kobiecym Okiem Marta Adamiak-Szumska jest strażaczką w Ochotniczej Straży Pożarnej w Złotym Stoku. O swojej pierwszej akcji, adrenalinie, kobietach w straży pożarnej i pomaganiu, rozmawiała z Karoliną Golak.
reklama

Czym zajmujesz się na co dzień?

Prowadzę „Osadę Górniczą” przy Kopalni Złota. Natomiast od kiedy byłam w liceum chciałam iść do jakiejś mundurowej szkoły. Nie wiem, czy się za dużo filmów naoglądałam czy skąd taka pasja? Los jednak chciał inaczej i gdy robiłam maturę, to nie było naboru do Wyższej Szkoły Oficerskiej, bo w tym okresie chciałam iść do wojska. Po prostu nie przeprowadzali naboru, moje roczniki były wyżem demograficznym. Z przyczyn praktycznych poszłam wtedy na studia dotyczące branży turystycznej. 

Twoją pasją są wyprawy w góry?

Tak, w ogóle ekstremalne wyprawy. Im gorzej tym lepiej. U nas  w rodzinie to się objawia różnymi pasjami. Każdy troszeczkę inaczej w ten ekstremizm wchodzi. U mnie to są góry i podziemia, jak u mojej mamy. Kiedy studiowałam turystykę, poszłam do speleklubu, czyli do tych wszystkich jaskiniowców. Później zrobiłam kurs taternictwa jaskiniowego i cały czas przebywałam w tym męskim towarzystwie, jakby chyba to też mnie przekonało do tego, że ja się dogaduję lepiej z kolegami niż z koleżankami. Zawsze miałam więcej przyjaciół niż przyjaciółek.

W OSP Złoty Stok jesteś jedyną kobietą?

Jesteśmy dwie z koleżanką. Aby zostać strażakiem takim w OSP  trzeba przejść odpowiednie szkolenie, kurs, potem zdać egzamin. To wszystko dzieje się w powiatowych komendach straży pożarnej, czyli nasi koledzy z państwówki uczą nas wszystkiego, po czym są egzaminy pisemne i praktyczne. Poszłyśmy obydwie w momencie, kiedy wybuchła pandemia i nam ten kurs przerwano, więc my się śmiejemy, że jesteśmy najdłużej kursującymi kursantami. Kurs robiłyśmy przez 2 lata. Normalnie trwa kilka miesięcy, przez wszystkie weekendy. Egzaminy zdałyśmy i od ponad roku możemy jeździć na akcje.

Pamiętasz swoją pierwszą akcję?

Pamiętam, zawyła syrena a ja mogłam wyjść z domu, bo wiadomo, nie zawsze można rzucić wszystko i biec do remizy.  My ochotnicy nie siedzimy, jak zawodowa straż na posterunku gotowi, my nigdy nie wiemy kiedy nas wezwą. Pobiegłam do remizy jak na skrzydłach w końcu to moja pierwsza akcja. Okazało się, że interwencja dotyczyła zerwanej blachy na dachu. Przez trzy godziny staliśmy praktycznie w bezruchu. Rozwiesiliśmy tylko taśmę ochronną, bo taka jest procedura i czekaliśmy aż przyjedzie podnośnik z Ząbkowic. Moje oczekiwania „ratowania świata” zderzyły się wtedy z chyba najnudniejszą akcją świata.  Pomyślałam wtedy, że jak ma to tak wyglądać, to mi się wcale nie podoba.

Jak wygląda wezwanie do akcji?

Kiedyś była tylko syrena na budynku remizy, ale tej syreny nie było słychać w każdym miejscu więc zdążało się, że strażacy nie dobiegali. Obecnie jest specjalna aplikacja na smartfony tak skonstruowana, że ma priorytet nad wszystko w telefonie – nawet wyciszenie. Dlatego jak chodzę np. do kina, to muszę włączyć tryb samolotowy, w przeciwnym wypadku nawet wyciszony telefon potrafi niemiłosiernie wyć. Kiedy jest alarm, to pojawia się na telefonie czerwony alert i wyje normalnie, tak jak prawdziwa syrena – w niebogłosy. Pojawiają się dwa przyciski: wezmę udział, albo nie wezmę.

Bałaś się tego, jak zostaniesz przyjęta w gronie samych strażaków?

Bałam się tego, jak oni będą mnie odbierać. Zawsze jeździli z kolegami a tu nagle kobieta w wozie. Jestem tez od nich dużo mniejsza i  nie jestem taka silna jak oni, ale byli naprawdę otwarci i tu chciałabym  bardzo podziękować kolegom jeżdżącym do akcji, że przyjęli mnie jak każdego innego kandydata. 

Oni Cię wspierali i pomagali?

Bardzo wspierali i pomagali. To oni mnie nauczyli i tłumaczyli co i jak się na akcji odbywa już w realnych warunkach a nie kontrolowanych jak na kursie.  Ja się bałam tych pierwszych wyjazdów z ogniem lub z poważnie poszkodowanymi.

Oczywiście praktyka, to jest zupełnie coś innego.

To nie jest zabawa. Mój tata mnie zapytał, kiedy dowiedział się, że idę do straży: a co ty tam będziesz robić - chyba kawę parzyć. Ot takie spojrzenie na kobitkę w straży. Wiadomo, że jak jest dłuższa akcja, to wyciągam czajnik, chłopaki odpalają agregat i ja tą kawę parzę, ale właśnie z wesołym komentarzem, że kobitki do garów i się śmiejemy, ale tak naprawdę robimy wszystko po równo, na tyle na ile możemy i koledzy ze straży szanują to. Po prostu mam ogromny dystans do tego wszystkiego i myślę, że to pozwoliło chłopakom zaakceptować mnie w zespole. Nie pcham się tam gdzie wiem, że nie dam rady np. siłowo. Natomiast  chłopaki wiedzą, ponieważ ja doszłam później, że mam najświeższe kursy pierwszej pomocy, więc jestem najświeższym ratownikiem. Nie chodzi o to, że moja wiedza jest lepsza tylko świeższa, oni z kolei mają z dużo większe doświadczenie.

Po prostu możecie się uzupełniać.

Dokładnie tak, ja zauważyłam, że tak jest, na przykład wypadek z poszkodowanym, to dowódca wyjazdu mówi: Marta, ty idziesz do poszkodowanej, ale zdarzało się i tak, że trzeba było targać na plecach ciężary i oczy mi wychodziły z orbit, ale ja też jestem taką osobą, że zrobię, co do mnie należy, bez narzekania. Następnego dnia miałam zakwasy, szyją nie mogłam ruszyć, ale nosiłam na równi z kolegami i nie zwalniałam tempa, więc biegam ćwiczę robię pompki, bo nie ma żartów. Strażacy z jednostki liczą na mnie i tak jak ja wiem, że oni o mnie dbają, to ja też muszę gdzieś tam być w gotowości. Pamiętam, jak mnie uczyli wszystkiego. Kiedy uczestniczyłam po raz pierwszy w pożarze trawy. Oni byli tacy znudzeni. To dla nich były tak częste przyczyny wyjazdów. W pewnym momencie  pytają się: czy pobiegałabym gasić, ja mówię jasne! I z tym szybkim natarciem biegałam i gasiłam trawę, ciesząc się jak dziecko w piaskownicy. Nie zapomnę ich min jak patrzyli na mnie ze smiechem.

Myślisz, że zmienia się podejście mężczyzn do tego, że kobiety pojawiają się w tym zawodzie?

Poza strażą, mam swoją fundację. Robiłam biegi przeszkodowe z przyjaciółką. Byłyśmy jedynymi kobietami w Polsce, które robiły tego typu biegi. To nie jest prosta sprawa w takim hermetycznym męskim towarzystwie. Wydawałoby się, że mamy XXI wiek, że tak jest nam łatwiej - nie jest. Było parę sytuacji, w których przebijałyśmy się przez mur. W końcu stwierdziłam, że to bez sensu. Od tego nie jest zależna nasza kariera, ani nasze życie ani finanse. Robimy to hobbistycznie, jakby dla zabawy, dla frajdy i odpuściłyśmy. Doprowadziłam na przykład do spotkania wszystkich organizatorów tych biegów, bo te biegi zawsze ze sobą rywalizują. Ja pracuję w turystyce, mamy tą turystyczną 13-stkę. Wiem na czym polegają, takie branżowe imprezy, że w kupie siła i to samo chciałam zrobić z tymi biegami, żeby to poszerzyć, zrobić jakiś standard, i tak dalej. Przy okazji jednego biegu udało mi się zebrać tych wszystkich panów i było to naprawdę fajne owocne spotkanie, po czym oni każde kolejne robili po swojemu już bez nas. No to ja sobie myślę, róbcie, nie mam już takiej presji. W straży pożarnej, no cóż, jest takie przysłowie, że jeśli idziesz między wrony, musisz krakać, tak jak one, Dystans do siebie i trochę samokrytyki w sobie i wtedy nic mi nie przeszkadza. Myślę, że wiele kobiet mogłoby się czuć obrażonych albo zbulwersowanych czasami tym co się słyszy lub widzi. Natomiast ja wiem, że to nie jest nic złego, męskie towarzystwo ma swoje prawa. Dodam tylko, że kobiet w straży jest wbrew pozorom coraz więcej. Nawet w naszym regionie jest kilka czynnie biorących udział w akcjach jak ja. 

Jesteś oswojona z tematem?

Absolutnie, żeby była jasność nie spotkałam się ani na kursie z Kasią, ani podczas żadnej akcji z niestosownymi sytuacjami lub komentarzami. Pojawiają się żarty, ale jeżeli jest wyjazd i jedzie 5 mężczyzn i ja jedna, to muszę się dostosować. Mnie to bawi i chłopaki też widzą, że ja się nie obruszam, nie jestem przesadnie pruderyjna. Mam dystans. Często działania w stresie pod ogromna presją niosą tez pewne zachowania, szybko wykrzyczane rozkazy… na akcji nie ma „głaskania po głowie”. Tam trzeba działać a nie czekasz aż ktoś powie „proszę zrób to  czy tamto”. 

Co Tobie daje, to bycie w straży? To adrenalina?

Zawsze miałam pociąg do służb mundurowych. Zdarzyły mi się kilka razy w życiu takie sytuacje, że wydarzyło się coś, nie wiem, na drodze, w jaskini, wypadek, złamanie i trzeba było tej osobie udzielić pomocy. Jak już było po wszystkim analizowałam, obserwowałam tę sytuację, więc ja byłam zawsze przy tej osobie. Nie wszystko umiałam zrobić, wiadomo ale zawsze reagowałam. Umiałam się zorganizować i nie wpadam w takich sytuacjach w panikę. Teraz jestem na studiach na ratownictwie medycznym, ponieważ potrzebuję tego jeszcze mocniej. Adrenalina na pewno, bo to są ogromne emocje. Wycie syreny, nie wiesz do czego biegniesz, więc ten kortyzol jaki się wydziela w gdy ruszasz i lecisz jest niesamowity. Jest jeszcze coś, uważam, że skoro tak dużo w życiu przeszłam, ale też tak dużo  w życiu dostałam od losu, to chciałabym  nazwijmy to wyrównać rachunki. Chciałabym coś oddać od siebie światu, to musi iść dalej. Ja naprawdę spotkałam w życiu dużo zła, ale spotkałam też trochę dobra takiego niesamowitego, prawdziwego i bezinteresownego. Czasami tak sobie myślę, że, to jest to. Dlaczego tak mocno tego potrzebuję. 

Mam oczywiście świadomość że, ja nie jestem taka silna, żeby przez kilkanaście godzin z ogromnym wężem na plecach biegać, to jest naprawdę ogromny ciężar, ale mogę iść bardziej do poszkodowanych. W straży pomagamy nie tylko gasząc pożary. Zdecydowanie częściej pomagamy ludziom na polu pierwszej pomocy przedmedycznej i to jest to co daje mi najwięcej satysfakcji. 

Dużo miałaś takich interwencji, gdzie były poważne wypadki i ranni?

Takich interwencji jest najmniej, ale niektóre zapadły w pamięci. Mieliśmy na przykład pana rażonego piorunem. To nie jest codzienna sytuacja omawiana na kursach. Jadąc do niego nawet pomyślałam, że może lepiej, żeby był nieprzytomny, bo wtedy wiem, jaka jest procedura. Dyskutowaliśmy jadąc, co będzie, jak będzie przytomny, czy jest poparzony, czy w ogóle oddycha i ma krążenie. Defibrylator miałam już na kolanach gotowy. Po prostu nie widzieliśmy, czego się spodziewać. Na szczęście był przytomny.

Jak radzisz sobie z interwencjami, podczas których nie udaje się uratować poszkodowanego?

Dużo było osób, które nie przeżyły na przykład jakieś starsze panie, w których domu trzeba było wyważyć drzwi, żeby wejść. Medycy z karetki nie mogą i policja nas wzywa do pomocy. Jesteśmy wtedy często świadkami śmierci lub umierania. Jednak najsmutniejsza sytuacja była, kiedy ratowaliśmy motocyklistę z wypadku na lądeckiej trasie. Mężczyzna niestety nie przeżył. Zastanawiałam się wtedy, jak to będzie, kiedy będę uczestniczyła po raz pierwszy w takim tragicznym zdarzeniu. Wróciłam do domu, myślałam, że to będzie trauma, że nie zasnę, że ja będę tą krew widziała, jak zmywam ją z rąk. Odcięłam się od tego i to jest takie trochę  może okrutne, bo nie myślałam o tym. Robisz swoją procedurę, pomagasz tyle, ile możesz. Wtedy karetka go przejęła oni odstąpili od czynności, nawet nie my mieliśmy to brzemię, tylko ratownicy. Zrobiliśmy co mogliśmy i chyba najwspanialsze w tym wszystkim było to, że miałam do chłopaków ze straży wsparcie. Rano zadzwonił mój naczelnik do mnie i pytał, czy wszystko w porządku, jak się czuję, że to mój pierwszy zgon na akcji i czy wszystko ok. Byłam zaskoczona, że zadzwonił ale wtedy poczułam ogrom wsparcia i to, że jesteśmy jednym zespołem i że możemy na siebie liczyć nie tylko na wyjeździe ale i na co dzień.

Oprócz realnej pomocy przy wyjazdach, pomagacie także w inny sposób.

Robimy dużo innych fajnych rzeczy. Jak na przykład spłonął dom i  ci ludzie musieli posprzątać, to było nam po prostu ich bardzo szkoda. Wszyscy się zebraliśmy i 8 godzin sprzątaliśmy, robiliśmy to bezinteresownie. Tak naprawdę ludzie nie mają pojęcia, jak działają jednostki OSP, a robią wspaniałą robotę. Wynagrodzenie  jest jedynie za realny wyjazd. Za to, że sprzęt jest utrzymamy, jest posprzątane w remizie, węże są suszone i myte, sprzęt przepalany (a to są godziny pracy) , strażacy nie otrzymują pieniędzy. Nikt sobie nie zdaje z tego sprawy, że często wyjazd jest krótszy niż cała otoczka. Teraz jestem także,  w zarządzie naszego OSP, więc próbujemy pisać wnioskio środki unijne lub krajowe. Zawsze jesteśmy na niedoczasie, zawsze jesteśmy na niedofinansowaniu, zawsze brakuje na coś. Sprzęt jest taki, że na przykład po 5 latach kończy się homologacja na coś i trzeba to wyrzucić. Nie może być w użyciu, pomimo że jest w doskonałym stanie. Często są to bardzo drogie rzeczy, jak ostatnio choćby przewody hydrauliczne do nożyc do cięcia karoserii aut. 

To są takie problemy dnia codziennego.

Bardzo bym chciała, żeby społeczeństwo otworzyło trochę oczy na jednostki Osp, żeby ludzie mieli taką świadomość jaka to jest ciężka praca i jak bardzo potrzeba. To straż osp jest pierwsza przy wypadku, pożarze czy nawet często przed karetką w domu u osoby z zagrożeniem życia.  Wszystko robimy w własnym wolnym czasie poświęcając często rodziny czy własne przyjemności a wszyscy robimy to z pasji i chęci pomocy.  Ja nie wiedziałam, naprawdę nie wiedziałam, jak to wygląda do póki sama nie dołączyłam. Jak ja widzę, ile chłopaki robią w wolnym czasie, jak to kochają, to jest niesamowite. Za to naprawdę powinno się im dziękować.

Ile osób jest w Waszym OSP?

 Nas jest w ogóle dużo, bo 30 kilka osób w ogóle w stowarzyszeniu.

A takich, którzy wyjeżdżają do akcji?

To jest kilkanaście, tu też nie ukrywajmy ludziom się zmienia to życie, mimo że chłopaki są i mają uprawnienia, to wystarczy się przeprowadzić do wioski obok i już nie masz szans w 5 minut dojechać, przebrać się i wyjechać, oni to robią błyskawicznie. Sama się bałam, że nigdy nie uda mi się w tym tempie dotrzeć do remizy.

Ale tego chyba też się trzeba najpierw nauczyć, przyjąć jakąś taktykę?

Po prostu biegniesz, wpadasz, przebierasz się wskakujesz do wozu.

Może dlatego, że działasz na takiej adrenalinie? Nie wiesz, co się dzieje, nie myślisz.

Latem rok temu było tak, że byłam w sukience w pracy. Zawyła syrena, lecę.  Wpadłam do garażu trzeba się przebrać, nie założę spodni na sukienkę. Muszę zdjąć całość. Dlatego oprócz stroju bojowego mam jeszcze  po prostu koszulkę taką zwykłą na takie sytuacje, żeby założyć do spodni i być gotową. W końcu jestem kobita i chodzę w kieckach gdy ciepło. Pojechaliśmy  na tą akcję, nic poważnego. Na powrocie na przebieranie jest już trochę czasu więcej bo już się nigdzie nie spieszymy, więc poszłam do toalety się przebrać jak człowiek kulturalnie i wracam w tej sukience a oni  wszyscy patrzą i zdziwieni że ja w sukienusi.  Ale ja tak przyjechałam, mówię im, że przy nich się rozbierałam

 

„Wycie syreny, nie wiesz do czego biegniesz, więc ten kortyzol jaki się wydziela w gdy ruszasz i lecisz jest niesamowity. Jest jeszcze coś, uważam, że skoro tak dużo w życiu przeszłam, ale też tak dużo  w życiu dostałam od losu, to chciałabym  nazwijmy to wyrównać rachunki”

 

Oni na to nie zwrócili uwagi.

Jak jest alarm to liczą się sekundy. To jak szybko wyjedziemy od tego może zależeć czyjeś życie. Wpadamy na remizę i szybko ubieramy się, każdy skupiony na sobie. Szybkość, czas i precyzja! W tym wszystkim ja się do samej bielizny rozebrałam, ale jest takie tempo, taka adrenalina, że nikt nawet nie zwrócił uwagi. Nie ma czasu na takie rzeczy. Dopiero na koniec wszyscy się śmiali.

Chciałabyś w przyszłości pomagać także w ukochanych przez siebie górach?

Pomaganie w górach jest moim marzeniem. Byłam na egzaminie 2 lata temu do GOPRu, ale  niestety nie zaliczyłam części narciarskiej, bo okazało się, że jeżdżę bardzo nietechnicznie i muszę potrenować. Mam nadzieję że tam już jestem kandydatem atrakcyjnym, przez to, że mam doświadczenie jako strażak -  ratownik, tylko muszę poćwiczyć jazdę na nartach. Ciągnie mnie w góry, natomiast myślę, że to się będzie działo równolegle. To nie jest absolutnie tak, że ja jakby teraz tutaj się nauczę i będę w OSP na chwilę.

Jaki jest poziom wiedzy w społeczeństwie, jeśli chodzi o pierwszą pomoc?

Moim zdaniem ważne jest to żeby w ogóle zrobić cokolwiek, żeby umieć zareagować. Mieliśmy taką sytuację, otrzymaliśmy wezwanie, że doszło do wypadku na Drodze Krajowej nr 46 w miejscowości Mąkolno. Tir leży przewrócony, jest poszkodowany, czyli jest priorytetem, więc jedziemy. Nie było tira, jechaliśmy wolno i nic nie było. Później się okazało, że to nie to województwo. Owszem zdarzenie było na DK46 ale koło Strzelców Opolskich  i tam też jest Mąkolno, po prostu złe powiadomienie. Wyobraź sobie tam leży człowiek czeka na pomoc, a  my jechaliśmy  i szukaliśmy tutaj. Właśnie rzeczy uczę dzieci na lekcjach pierwszej pomocy – jak skutecznie powiadamiać.  Nie chodzi o to, żeby wszyscy od razu się rzucali do resuscytacji czy tryskającej krwi.  Na początek najważniejsze jest jak powiadomić dobrze służby. To klucz do sukcesu! Potrafić dobrze wezwać pomoc. Zawsze warto wiedzieć gdzie się jest, w jakom województwie, zwłaszcza jak się jest w obcym miejscu np. na wakacjach. Ważne żeby wiedzieć jak skorzystać na przykład z tych słupków, które stoją przy drogach. Jak jesteśmy np. w lesie w zupełnie obcym województwie, to tam są cyferki. Nie trzeba wiedzieć nic więcej. Mówisz, że jestem przy słupku, u góry jest numer drogi, a na dole jest napisany kilometraż i ten człowiek, który odbiera telefon już wie, gdzie dokładnie wysłać pomoc. Jeżeli trafisz na słupek bez numeru, to idziesz tak długo, aż trafisz na oznaczony. Taka wiedza ratuje życie! 

 

reklama
Artykuł pochodzi z portalu zabkowice.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama