reklama
reklama

Poeta – duże dziecko. Wywiad z Karolem Maliszewskim

Opublikowano:
Autor:

Poeta – duże dziecko. Wywiad z Karolem Maliszewskim - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaO poezji i byciu nauczycielem w podstawówce, ale także o wolności w życiu z Karolem Maliszewskim rozmawia Marek Krzyścin
reklama

Karol Maliszewsk urodził się w 1960 r. w Nowej Rudzie, gdzie mieszka do dzisiaj. Doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Opublikował wiele zbiorów wierszy – ostatnie to „Przemyśl-Szczecin”, 2013 (nominowana do Śląskiego Wawrzynu Literackiego), „Ludzie stąd”, 2017, „Szpok. Próby”, 2020.

W roku 1999 ukazała się jego książka krytycznoliteracka pt. „Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy”, a w 2001 druga książka tego typu, zatytułowana „Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach”. Następnie wydał „Rozproszone głosy. Notatki krytyka”, 2006 (nominowana do Nagrody Nike). W 2017 zadebiutował jako twórca dla dzieci książką pt. „Przypadki Pantareja”.

reklama

Jest laureatem nagród: im. Marka Jodłowskiego (1994), im. Barbary Sadowskiej (1997), im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999), im. Josepha Wittiga (2001), EMOCJE 2015 Literatura (nagroda Radia Wrocław), uhonorowany stypendium twórczym Wojewody Wałbrzyskiego oraz dwukrotnie stypendium twórczym Ministra Kultury i Sztuki. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Stowarzyszenia Unia Literacka. Razem z Olgą Tokarczuk wymyślił festiwal Góry Literatury

Jak to się stało, że zostałeś poetą, pisarzem, krytykiem literackim?

Może zadecydował przypadek? Ale czy nie jest tak, że niektóre przypadki bywają jakoś wybrane... Dzieciak w podstawówce dobrze czyta i opowiada, a bardzo słabo rozwiązuje matematyczne słupki. Czy to wybór czy przypadek? Dzieciaka kierują potem do klasy humanistycznej, niechaj dalej czyta i opowiada. I tak to idzie.

reklama

Nagle zdajesz sobie sprawę, że studiujesz polonistykę, piszesz wiersze, zaczynasz publikować. Potem rzucasz polonistykę, wybierasz filozofię, dalej piszesz wiersze. Jeszcze więcej czytasz. A gdy tak czytasz, to już wiesz, że z odpowiedzią na pytanie o to, kim się zostało, będzie spory kłopot.

Kiedy ten dzieciak zdaje sobie sprawę, że ma talent, wrażliwość, lekkie pióro? Ktoś mu to mówi?

O wrażliwości wiele mu mówi matka. Talenty odkrywają w szkołach, zachęcają i wciągają do tego, co literackie, teatralne, dziennikarskie. Szkolna gazetka, kabaret, olimpiada polonistyczna i tak dalej. Już w pierwszej klasie noworudzkiego ogólniaka wpadłem w ręce prof. Antoniego Mackiewicza, który intelektualnie wyrastał ponad noworudzkie opłotki i wprowadzał nowatorskie metody nauczania.

reklama

Obok zeszytu przedmiotowego każdy uczeń miał diariusz, a w nim pisał, co chciał, hulaj dusza, piekła nie ma. No to hulałem. I tak profesor przypadkiem odkrył jakieś pierwociny talentu i zaczął je podsycać. Wszystko, co w tej dziedzinie stworzyłem, w pewien sposób Jemu zawdzięczam. A potem był Kłodzki Klub Literacki, tacy mentorzy jak Michał Fostowicz i Bogusław Michnik. Poza tym bardzo ważni dla mnie – Antoni Matuszkiewicz ze Świdnicy i Zygmunt Krukowski z Nowej Rudy.

Ktoś jeszcze dzisiaj czyta poezję?

Pewnie, że tak. Czyta się wiersze, żeby znów być dzieckiem, żeby znów dziwić się światem, żeby dyskretnie filozofować i dać się prowadzić za rękę przez jakieś duże dziecko, poetę. Oczywiście, tych powodów jest więcej i są o wiele poważniejsze, ja podałem tylko to, co przyszło mi do głowy od razu, spontanicznie.

reklama

Czy zdarza ci się, że nie patrzysz na świat oczami poety?

Oj tak, bardzo często. Uważam nadmierną poetyckość za dewiację. Tak się nie da żyć, patrzeć na ludzi, myśląc "jak się fajnie ustawiłaś do wiersza". To szczególne zainteresowanie słowem przychodzi falami, jest jednak wtórne wobec życia. Życia nie można zdradzać na każdym kroku. Ono samo w sobie jest dość piękne. Nie cierpię romantycznej pozy, przeświadczenia, że "cały czas jestem poetą".

Jestem człowieczkiem, który musi jeść, czasem robi coś w ogrodzie. Są jednak chwile, gdy pojawia się to zagęszczenie, wtedy trzeba pisać. Jestem zwolennikiem natchnienia, w staroświeckim rozumieniu. Nie można w tym stanie żyć, bo to się źle kończy – wariactwem, samobójstwem itd. Trzeba się nauczyć to rozdzielać od prawdziwego życia.

Jesteś współautorem książki "Jak zostać pisarzem". No właśnie – jak? Jest na to recepta?

Ta książka została napisana z nadzieją, że zostanie pisarzem możliwe jest dzięki doskonaleniu rzemiosła. Ja jednak w głębi ducha jestem zwolennikiem poglądu, że z tym trzeba się urodzić. Potrzeba wrażliwości na słowa. Na słowa, na ludzi, na świat.

Nie interesuje mnie pisanie rzemieślnicze, raczej chaotyczne, spontaniczne, może i nawet neurotyczne. Interesuje mnie pisanie, które nie ma szansy przetrwać na rynku. Wielkiej kariery nie zrobię, ja to wiem, ale to pogłębia świadomość, buduje tożsamość.

Całe życie spędziłeś w Nowej Rudzie...

Na usta cisną się banały w stylu "moja mała ojczyzna", ale ten banał jest tak pojemny, że wciąga każdą egzaltację. Patriotyzm lokalny jest mi niesamowicie bliski. Nie umiem uciec od Nowej Rudy. Przez 6 lat mieszkałem we Wrocławiu, ale jakoś się nie odnalazłem. Nowa Ruda to moja przestrzeń – od topografii do metafizyki. Układ gór, dolin, rzek, nieba. Ja piszę często z krajobrazu, powietrza, z pogody. We Wrocławiu tego nie słyszę. Pewnie Wrocław ma swoich poetów, którzy mówią o nim tak, jak ja o Nowej Rudzie.

Jest taki wiersz, "Lot". Jak było w tej świetlicy w podstawówce?

Po studiach filozoficznych wróciłem w rodzinne strony i nie wiedziano co zrobić z absolwentem filozofii. Skierowano go więc do świetlicy w Bożkowie. Bardzo to było pouczające. Zacząłem rozumieć, pisać lepsze wiersze. To dziwne, ale mądrości uczą człowieka dzieci. Przepracowałem w podstawówce 25 lat. Zrobiłem studia polonistyczne, uczyłem polskiego.

Bardzo wiele pod ich wpływem, pod wpływem środowiska i miejsca napisałem. Przyszedł jednak moment, kiedy trzeba było to zakończyć i skorzystać z propozycji pracy z dorosłymi. A z nimi nie pracuje się w hałasie i chaosie. To zupełnie inny porządek świata. To jest jednak bardzo ciekawe – obserwować studentów i wyobrażać ich sobie w ławkach w podstawówce.

Po okresie pracy w Kolegium Karkonoskim w Jeleniej Górze i po doktoracie rozpoczął się w 2008 roku etap wrocławski. I teraz, po habilitacji, jestem profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, pracuję w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej.

Tam, w tej podstawówce, czytając z wychowankami "Małego księcia" i "Akademię pana Kleksa" zatrzymałeś się w czasie?

Przyznaję, że nie przewidywałem tego, że zostanę nauczycielem. Myślałem o byciu pisarzem, dziennikarzem. Miałem jednak dzieci, rodzinę i należało im zapewnić byt. Podjąłem pierwszą lepszą, nadarzającą się pracę. Początkowo to była dla mnie katorga, ale po dwóch, trzech latach, zacząłem to bardzo lubić, choćby ze względu na to, co zauważyłeś. To inne spojrzenie na literaturę i jej funkcje. Dzieci są bardzo szczerymi czytelnikami i nie dadzą sobie wcisnąć kitu.

Szkice krytyczne, proza, poezja, wiersze dla dzieci, a teraz sztuki teatralne – szeroki zakres działalności twórczej. Z czego wynika potrzeba działania na tak różnych polach? 


Nie mam rozsądnej odpowiedzi, to mi pachnie czymś irracjonalnym. Raz na kilka tygodni biorę kartkę i zaczynam sobie rymować na sposób dziecięcy. Potem o tym zapominam. Jednocześnie piszę recenzje, felietony, szkice, fragmenty prozy, które będzie trzeba jakoś skleić. Codziennie zapisuję jakieś jedno zdanie z myślą o wierszu. I coś z tego nieraz wychodzi. Tkwię po czubek głowy w jakiejś gęstej substancji, słyszę chlupot. Wsłuchuję się w to, zapisuję.

Są jednak jasne strony tego chlupotu. Wiele nominacji do nagród, choćby Nike, nie dają poczucia, że po coś to wszystko jest?

Owszem, nagrody czy nominacje dodają mi skrzydeł. Powiem szczerze – moje pisanie wynika z poczucia braku własnej wartości, więc ta informacja zwrotna typu "stary, widzimy cię, doceniamy" jest dla mnie bardzo, bardzo ważna.

Niektórzy mówią, że to wcale nie ma znaczenia. Pisze się dla pisania, nie dla nagród. Kłamią?

Nie wiem, co o nich sądzić. Nie piszemy przecież do szuflady. Musi dojść do komunikacji z czytelnikiem. Jej częścią jest interpretacja, akceptacja czy nominacja. Takie są reguły tej gry. Trzeba być bardzo spełnionym i już potwornie znudzonym tym całym targowiskiem, by odrzucać nagrody.

A gdyby odjąć od życia poezję, byłoby jeszcze co robić?

To byłoby już wypełnianie obowiązków, cały smaczek by szlag trafił.

W tym wierszu o świetlicy wszystko kończy się lotem łabędzi. Patrzysz na nie i piszesz "Mnie też o nic innego kiedyś nie chodziło". Czy tę wolność odnalazłeś już w swoim życiu?

Wydaje mi się, że drogą do wolności jest wyobraźnia. Literatura to owoc uwolnionej wyobraźni. Wolnym jest ten, który potrafi sobie wyobrazić to, co jest poza tym wszystkim, zwykłym i pozornym. Po to człowiek wymyślił sztukę.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama