reklama

Hitlerowskie morderstwa w Ludwikowicach Kłodzkich

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Pixabay

Hitlerowskie morderstwa w Ludwikowicach Kłodzkich - Zdjęcie główne

foto Pixabay

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości W czasie II wojny światowej w Ludwikowicach Kłodzkich doszło do wielu zbrodni. Niektóre nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Rozmawiamy na ten temat z badaczem historii Pawłem Jeżewskim.
reklama

W okresie II wojny światowej w Ludwikowicach Kłodzkich istniały obozy dla pracowników przymusowych. Ile było tych obozów? Czy wszyscy pracownicy z tych obozów stali się ofiarami hitlerowskich katów?

Ludwikowice Kłodzkie do zakończenia II wojny światowej należały do Niemiec i nazywały się Ludwigsdorf. Po wojnie przez krótki okres czasu nazywały się Ludwikowo. W okresie II wojny światowej istniały tu trzy obozy dla pracowników przymusowych różnych narodowości. Pierwszy z nich utworzono na przełomie 1941 i 1942 r. przy obecnej ulicy Ludwikowskiej, na łące, w pobliżu obecnego Domu Pomocy Społecznej (dawniej Krankenhaus). Był to obóz pracy przymusowej tzw. Zwangsarbeiterslager – ZAL, dla Żydów, składający się z oddzielnej części dla mężczyzn i oddzielnej dla kobiet. Żydzi chodzili ubrani w tzw. pasiaki z naszytą Gwiazdą Dawida. Stan dobowy tego obozu wynosił łącznie około 1000 Żydów. Strażnikami byli żołnierze SS. Żydzi z tego obozu pracowali na trzy zmiany w fabryce amunicji Dynamit AG Ludwigsdorf, zbudowanej w ludwikowickiej kolonii Mölke (po wojnie Miłków). Drugi obóz utworzono w 1941 r., w pobliżu obecnego Centrum Kultury Gminy Nowa Ruda. Obóz ten nazwano Talgrund Wirtschaftsabteilung Ludwigsdorf. Mieszkali tam w oddzielnych barakach cywilni robotnicy różnych narodowości: Polacy, Czesi, Ukraińcy, Rosjanie, Francuzi i Belgowie. Obóz ten również podzielony był na dwie części: męską i żeńską. Mieszkańcy tego obozu pracowali w tej samej fabryce co Żydzi z obozu ZAL. Dobowy stan liczbowy wszystkich mieszkańców tego obozu wynosił około 1500. Strażnikami byli Niemcy, w czarnych mundurach ze swastyką na ramieniu (jednak nie było to Gestapo). Trzeci obóz utworzono w 1944 r. w pobliżu obecnej ulicy Kopalnianej. Początkowo przebywali w nim wojenni jeńcy rosyjscy. Według niektórych źródeł byli to własowcy. W kwietniu 1944 r.  po wywiezieniu z tego obozu Rosjan, nazwano go  AL Falkenberg i zapełniono go Żydami płci męskiej. Żydów tych kierowano do budowy tzw. kompleksu Gontowa w ramach realizacji projektu "Riese". Dobowy stan liczbowy więźniów w tym obozie wynosił 1500. Jak wynika z dokumentów, do których dotarłem w Archiwum Muzeum Gross-Rosen i w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma, ofiarami morderstw byli Żydzi zarówno z obozu przy ulicy Ludwikowskiej jak i z obozu AL Falkenberg.

 

Jaka była skala tych morderstw? Czy były to jednostkowe przypadki czy masowe mordy?

- Po wojnie członkom Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich udało się dotrzeć do naocznych świadków, którzy podczas przesłuchania mogli opowiedzieć o zbrodniczej działalności hitlerowców na terenie Ludwikowic Kłodzkich. Zeznania w tej sprawie złożyli byli pracownicy fabryki amunicji Dynamit AG Ludwigdsorf i autochtoni. Protokoły z tych przesłuchań zachowały się do dnia obecnego w archiwach. Z tych protokołów wiadomo, że skala morderstw była tu duża. Żydzi masowo wymierali wskutek zatrucia organizmu substancjami chemicznymi, przy których zmuszeni byli pracować w fabryce amunicji, bez żadnych środków ochronnych. Byli oni również zabijani podczas pracy w tej fabryce, a także w drodze do pracy i z powrotem, gdy byli każdorazowo eskortowani przez strażników SS z psami. Były pracownik tej fabryki po wojnie zeznał przed komisją śledczą, że pamięta sytuację, gdy wyszedł z budynku produkcji na podwórze do ubikacji. Wówczas zobaczył jak jeden ze strażników fabryki pchnął Żyda w wieku około 50 lat ręką w wyniku czego przewrócił go na ziemię i wówczas zaczął go kopać po żebrach. Kopał go tak długo, aż Żyd nie dawał już znaków życia. Wtedy zawołał innych Żydów, którzy na jego polecenie zabrali zwłoki zamordowanego.

Niemcy bez powodu znęcali się na Żydach podczas pracy, bili ich gumowymi pałkami i kopali butami w głowę. Była taka zasada, że gdy któryś z Żydów w fabryce lub w drodze do pracy i z powrotem upadł z wycieńczenia, to strażnicy bili go kolbami karabinów tak długo dopóki nie wstał, albo nie zmarł. Wielu Żydów w czasie pracy popełniało samobójstwo. Pani Helena Tomanek po wojnie wspominała, że dość często w czasie pracy w tej fabryce napotykała na zwłoki. Za próbę ucieczki na złapanym wykonano wyrok śmierci poprzez rozstrzelanie lub powieszenie. Stosowano również kary za różne "przewinienia". Na przykład jeden Żyd został zamknięty w małym schronie przeciwlotniczym, do którego puszczono wodę z kranu. Otrzymał kubek by móc się uratować wylewając nim wodę przez niewielki otwór obserwacyjny. Po 24 godzinach Żyd miał być wypuszczony, jednak utopił się, gdyż w rzeczywistości nie miał żadnych szans ratunku. Za kradzież zgniłej brukwi trzech Żydów przywiązano do słupów posadowionych na placu apelowym. Tak pozostali przez całą noc, w śnieżycę i mróz. W 1944 r. za sabotaż wykonany na terenie fabryki amunicji w dziale produkcyjnym zlikwidowano całą męską część obozu ZAL. Zostali oni przewiezieni koleją w bydlęcych wagonach do obozu Auschwitz, gdzie po opuszczeniu wagonów niemal wszystkich skierowano od razu do komór gazowych. Na ich miejsca do obozu przywieziono Żydówki z Klettendorf (Klecin w pobliżu Wrocławia). Wówczas obóz ZAL przemianowano na KL (Konzentrationslager) podległy pod główny obóz Gross-Rosen. Skala morderstw na mężczyznach Żydach z obozu w Ludwikowicach przy obecnej ul. Kopalnianej była jeszcze większa niż na Żydach z obozu przy ul. Ludwikowskiej. Tam z byle powodu byli oni zabijani ze szczególnym okrucieństwem przez swoich nadzorców. Na przykład Żyda, z zawodu aptekarza, za próbę wyrabiania w obozie po kryjomu z kości węgla kostnego, aby zapobiec biegunkom, za karę rozebrano i bito sporym kawałkiem drewna po genitaliach, powodując zewnętrzne i wewnętrzne krwawienie. W skutek doznanych obrażeń wiezień ten na trzeci dzień zmarł po strasznych męczarniach.  W listopadzie 1944 r. do tego obozu przywieziono żydowskie dzieci w wieku 10-14 lat, z getta w Łodzi. Umieszczone zostały one w baraku, który następnie na 2 dni zamknięto. Przez ten czas dzieciom nie dano nic do picia ani do jedzenia. Trzeciego dnia dzieci te załadowano do ciężarówek i wywieziono. Z dokumentów archiwalnych wiadomo, że po upływie krótkiego czasu zostały one "zlikwidowane" (czyt. zamordowane) przez Niemców. Z biegiem czasu wyniszczeni fizycznie i nerwowo więźniowie obozu AL Falkenberg zaczęli popełniać samobójstwa poprzez powieszenie lub celowe rzucenie się pod koła nadjeżdżającej ciężarówki. Stan liczbowy więźniów żydowskich w obu wyżej wymienionych obozach był uzupełniamy poprzez nowe transporty.

 

Co działo się ze zwłokami zamordowanych Żydów?

Żydzi z obozu przy obecnej ul. Ludwikowskiej, których zgon nastąpił z głodu, wycieńczenia organizmu lub z powodu pobicia, grzebano w lesie na terenie fabryki amunicji w miejscach na to przeznaczonych. Każdego dnia kolumny Żydów przychodzących z tego obozu do pracy pod eskortą SS z psami, przynosiły zwłoki zmarłych. Z przodu tych kolumn w grupach szły kobiety a za nimi mężczyźni. Natomiast na końcu tych grup mężczyźni Żydzi ciągnęli wózek-platformę, na którym ułożone były ciała Żydów zmarłych w obozie lub podczas drogi do pracy. Były przypadki, że Żydzi ciągnęli po dwa wózki pełne trupów. Gdy zwłok było bardzo dużo wówczas dodatkowo transportowane były one na drabinach. Ponadto zmarłych podczas pracy Żydów kładziono na te drabiny i wynoszono do zbiorowej mogiły w lesie. O ostatnim okresie wojny śmiertelność wśród Żydów była tak duża, że każdego dnia po 30 trupów układano na wóz konny i transportowano do lasu, gdzie ich grzebano. Natomiast zwłoki zmarłych Żydów z obozu AL Falkenberg początkowo wywożono do głównego obozu Gross-Rosen, gdzie były spalane w krematorium. W późniejszym okresie nie wywożono już zwłok, tylko grzebano na górze Gontowa, w różnych miejscach. W okresie od stycznia 1945 r. do połowy lutego 1945 r. w AL Falkenberg każdego dnia umierało około 70 Żydów.

 

Czy po wojnie ustalono, gdzie znajdowały się mogiły zamordowanych Żydów?

Według relacji autochtonów z Ludwikowic Kłodzkich, w okolicznych lasach znajdowały się masowe groby, przeważnie żydowskich kobiet. Po wojnie, w latach 1945-48 rodziny zmarłych ekshumowały część ciał zamordowanych Żydów, z grobów zlokalizowanych w lesie pomiędzy elektrownią a drogą prowadzącą do Jugowa. W drugiej połowie 1946 r.  zlokalizowano w lesie powyżej budynków fabryki amunicji mogiłę, w której znajdowało się 560 zamordowanych Żydów. Sprawa ta została opisana w  numerze ósmym dwutygodnika Trybuna Dolnośląskiego Komitetu Żydowskiego na Dolnym Śląsku "Nowe Życie", który został wydany 10 listopada 1946 r. we Wrocławiu. Spośród 560 zamordowanych Żydów spoczywających w tej mogile udało się ustalić nazwiska jedynie 150 z nich. Aby uczcić pamięć pomordowanych, przy tej mogile odprawiono uroczystość żałobną, na którą zaproszono przedstawicieli Komitetu Żydowskiego w Nowej Rudzie, delegację Powiatowego Komitetu Żydowskiego i całą ludność żydowską z Ludwikowic Kłodzkich i okolicznych miejscowości. W latach 50-tych poniżej betonowej drogi wiodącej przez las do bunkrów-magazynów amunicyjnych na zboczu góry Włodyka, w pobliżu wyciągu kolejkowego wywożącego szlakę z elektrowni na hałdę, zlokalizowano groby zamordowanych Żydów. Ciała ułożone były w podłużnych dołach, jedno przy drugim, na długości kilkadziesiąt metrów. Zostały one następnie ekshumowane przez Polski Czerwony Krzyż i przetransportowane na cmentarz do Wrocławia. Z notatki służbowej znajdującej się w Archiwum Muzeum Gross-Rosen wynika, że znajdowało się tam 280 zwłok zamordowanych Żydów. Cmentarz ten był ogrodzony betonowymi słupami i siatką metalową. Nazywano go "Tobruk". Wszystkie wyżej wymienione ofiary pracowały w fabryce amunicji w Ludwikowicach Kłodzkich. Natomiast jak do tej pory nie udało się zlokalizować mogił zamordowanych więźniów żydowskich z obozu AL Falkenberg.

 

 

Czy udało się ustalić sprawców zbrodni, czy ponieśli oni zasłużoną karę?

W toku śledztwa przeprowadzonego po wojnie przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich ustalono, że komendantką obozu żeńskiego przy ul. Ludwikowskiej była Elisabeth Bischof. W obozie tym, w charakterze strażniczek SS pracowały młode Niemki. Na ich czele stała Emma Morella urodzona 19.07.1924 r. w Ludwikowicach. Nie udało się natomiast ustalić męskiej części załogi strażników SS. Brygadzistą grupy żydowskiej pracującej w fabryce amunicji był Wasyl Wytech. Traktował on nieludzko Żydów i bił ich przy każdej okazji gumowym wężem. Komendantem obozu AL Falkenberg był Wolkov, później zastąpił go mężczyzna o nazwisku Schulz. Naczelnym kapo w tym obozie był Żyd węgierski o nazwisku Willi Weiss. Pod koniec wojny załoga obozu przy ul. Ludwikowskiej i obozu AL Falkenberg, uciekła.  20 września 1971 r. Sędzia Sądu Wojewódzkiego we Wrocławiu, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich we Wrocławiu, po rozpoznaniu sprawy sygn. Ds.2/68 o zbrodnie hitlerowskie popełnione w Ludwikowicach Kłodzkich, postanowił umorzyć postępowanie karne. W uzasadnieniu podał, że w toku przeprowadzonego śledztwa nie udało się ustalić konkretnie i bezsprzecznie faktów zbrodni i powiązać ich z konkretnymi osobami oraz, że nie wiadomo czy podejrzani żyją i gdzie przebywają. Ponadto stwierdził, że dalsze prowadzenie śledztwa nie rokuje nadziei na konkretne ustalenie faktów zbrodni w myśl przepisów prawnych.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama