Był poniedziałek, 4 kwietnia, gdy ze swojego domu przy ul. Rolnej w dzielnicy Drogosław wyszedł Marek Kremza. Wyszedł ok. godz. 13.00, aby jak co dzień pojechać do pracy – kamieniołomu w dzielnicy Słupiec. Miał rozpocząć pracę o godz. 14.00, ale kilka minut później zaniepokojeni pracownicy kamieniołomów zadzwonili do jego rodziny z pytaniem, dlaczego nie dotarł do pracy. Wtedy rodzina zbagatelizowała sprawę. Dopiero wieczorem, po kolejnym telefonie z kamieniołomów, rodzina rozpoczęła poszukiwania.
– Przeszukaliśmy drogę wzdłuż i wszerz, ale go nie znaleźliśmy. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale telefon był wyłączony – twierdzi Agnieszka Kremza, siostra zaginionego. W poszukiwania włączyli się również noworudzcy policjanci, strażnicy miejscy, a nawet funkcjonariusze straży granicznej.
– Nie ma śladu ani po nim, ani po samochodzie, którym kierował, czyli czerwonym Fordem Escortem – dodaje Agnieszka Kremza. Kremza i jej rodzina zarzucają noworudzkim policjantom, że mało robią, aby odnaleźć zaginionego.
Jednak jak zapewnia Wioletta Martuszewska, rzeczniczka kłodzkiej policji, noworudzcy kryminalni poważnie potraktowali to doniesienie.
Paweł Golak
Jeśli wiesz coś na temat tego zaginięcia, zadzwoń pod nr tel. 660 438 598
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.