reklama

Miesiąc uziemieni w domu

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Miesiąc uziemieni w domu - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTo skandal - mówi pan Andrzej (imię zostało zmienione), który wraz z małżonką trafił na kwarantannę. W domu zamknięci byli blisko miesiąc, bo tyle czekali na zrobienie testów, a następnie na wyniki. W efekcie okazało się, że nikt nie był zarażony.
reklama

Pan Andrzej wraz z rodziną mieszka w jednej ze wsi gminy Nowa Ruda. Kwarantanną został objęty, bo koronawirusa podejrzewano u jego żony. Przebywali w niej prawie miesiąc. Przez ten czas żaden z nich nie mógł wychodzić z domu, a tym samym zajmować się gospodarstwem, które pan Andrzej prowadzi. Z kwarantanny mogliby być zwolnieni o wiele szybciej, ale problemem okazały się badania. - Ludzi zamykają na cały miesiąc, a na testy czeka się dwa tygodnie, po czym kolejny tydzień to czekanie na wyniki - mówi zbulwersowany pan Andrzej. Wszystko zaczęło się 2 kwietnia, gdy do żony pana Andrzeja zadzwoniła pracownica sanepidu z informacją, że może być zarażona, bo mogła mieć w pracy kontakt z osobą zakażoną. - Pani z sanepidu powiedziała mi, że kontakt z chorym miałam prawdopodobnie w autobusie. Tymczasem od lat autobusami nie jeżdżę. A później mówiła zupełnie coś innego, że jednak w pracy. To są paranoje - relacjonuje pani Magdalena (imię zostało celowo zmienione). Tygodnie oczekiwań Przez wiele dni nic nie robiono, aby te wątpliwości rozwiać. Ostatecznie wymazy pobrano tylko od żony pana Andrzeja, ale dopiero w poniedziałek, 20 kwietnia. Wyniki przyszły kilka dni później (24 kwietnia). I dopiero wtedy rodzina mogła wyjść z kwarantanny. Ale i tu - jak twierdzą mieszkańcy - nie obyło się bez problemów. - Otrzymałam telefon z informacją, że jestem zdrowa. Zapytałam, czy mogę odinstalować kwarantannę i wyjść. Powiedzieli, że tak. Zapytałam o decyzję o zakończeniu kwarantanny, bo taka jest wymagana. Usłyszałam, że przyjdzie pocztą. Pani zadzwoniła jeszcze raz dwie godziny później. Poinformowała mnie, że jednak na kwarantannie musimy zostać do północy. Szkoda słów - mówi pani Magdalena (imię zostało zmienione). Sanepid błędu nie widzi Pracownicy sanepidu przepraszać i przyznawać się do błędu nie zamierzają, bo twierdzą, że nie mają za co. - Terminy kwarantanny dla tego pana i jego rodziny były zgodne z procedurą i informacjami, które wpłynęły do nas - zapewnia Elżbieta Sobera z kłodzkiego sanepidu. - Badanie w kierunku SARS-Cov-2 dla żony mieszkańca zlecone i monitorowane było od pierwszego dnia kwarantanny, a za pobór odpowiedzialne było Pogotowie Ratunkowe we Wrocławiu. Ze względu na to, że mieszkaniec i pozostali członkowie jego rodziny nie zgłaszali objawów więc nie zostali objęci badaniami. Test został pobrany 20 kwietnia, a wynik wpłynął do nas 24 kwietnia i zainteresowana od razu została o nim poinformowana - dodaje Sobera.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama