O zbrodni opowiada Janusz Bartkiewicz, były naczelnik Wydziału Kryminalnego ówczesnej Komendy Wojewódzkiej Policji w Wałbrzychu. Do zabójstwa doszło 21 stycznia 1995 r., na plebanii, która od kościoła była oddalona o kilkanaście metrów. Ksiądz Zenon Kilian proboszczem w Ludwikowicach był od 25 lat. Był też jedynym kapłanem. Innego księdza tam wówczas nie było. Parafia obejmowała również Sokolec i Jugów, do których ks. Kilian dojeżdżał i gdzie odprawiał msze. Zwłoki proboszcza Kiliana ujawniono 22 stycznia. To była niedziela. Ksiądz miał odprawić mszę rano, jedyną w tym dniu. Nie pojawił się na niej. Zaniepokojeni wierni powiadomili palacza, grabarza, który był prawą ręką księdza i zajmował się m.in. sprawami konserwacyjnymi na plebanii. Pukali do drzwi plebanii, ale nikt nie otwierał. Pojawiła się też gospodyni, która plebanią opiekowała się od niedawna. W czasie kiedy doszło do morderstwa ksiądz była sam na plebanii, bo gospodyni wyjechała w rodzinne strony do chorej matki. Gospodyni miała klucz, ale nie można było otworzyć drzwi plebanii, bo w zamku od środka, z drugiej strony włożony był klucz, którym posługiwał się ksiądz. Z tyłu plebanii, tak jakby na zapleczu było uchylone okno. I właśnie przez nie udało się wejść konserwatorowi. Przechodząc przez plebanię zobaczył, że ksiądz leży na brzuchu. Wyszedł i zawiadomił policję. Mundurowi przyjechali, weszli na plebanię i znaleźli martwego księdza, który był skrępowany sznurem. To jednak nie było takie typowe związanie, tylko takie jakby omotanie rąk i nóg. Ksiądz miał nałożoną szmatę na głowę i częściowo wepchniętą do ust. Sekcja zwłok wykazała, że śmierć nastąpiła w wyniku uduszenia. Lekarz zakładał, że śmierć nastąpiła w wyniku unieruchomienia klatki piersiowej, dlatego, że jeden ze sprawców musiał na niej klęczeć. Kolęda z mordem w tle To był okres kolędy. Ksiądz ze swoimi pomocnikami, młodymi chłopakami chodził po kolędzie. Prowadził też taką swoją księgowość, ewidencję datków, które otrzymał. 21 stycznia był ostatnim dniem kolędy, więc ksiądz prawdopodobnie robił całkowity bilans datków, które podczas niej zebrał. Z oględzin plebanii wynikało, że ksiądz był w pokoju na piętrze, gdzie była kasa. Była ona otwarta, obok leżały zeszyty, w których prowadził rejestry. W czasie kiedy prowadziliśmy czynności operacyjne podawaliśmy do publicznej wiadomości, że tam było mnóstwo m.in. banknotów amerykańskich, marek niemieckich itd. To wyglądało jakby ktoś to przeglądał i rzucił, ale nie było pieniędzy z kolędy. To było bardzo dziwne, bo jeżeli ktoś przyszedł w celu rabunkowym to powinien zabrać wszystko. Tym bardziej, że na plebanii, było wiele innych rzeczy wartościowych, które nie zginęły. Nam było bardzo trudno ustalić, co z tej plebanii zginęło, ponieważ gosposia, która opiekowała się plebanią, była na niej stosunkowo niedługo i nie miała takiej wiedzy, co zginęło, a co nie. W ustaleniach pomagała nam była gosposia, więc mniej więcej wiedzieliśmy, że nic bardzo istotnego, drogiego nie zginęło. Dla nas była to istotna informacja, bo jeżeli ktoś wchodzi do środka z zamiarem kradzieży rzeczy, to dlaczego nie zabiera obcej waluty i innych wartościowych rzeczy jak np. biżuteria. Doszliśmy do wniosku, że musiała być to grupa wyspecjalizowana, która z góry zakładała, że jeżeli zabiorą obcą walutę, to numery banknotów mogą stać się powodem ich wpadki. Podobnie mogło być ze złotymi i srebrnymi przedmiotami. Ktoś mógłby skojarzyć je z ich udziałem w zabójstwie. Wg naszych pierwszych wniosków wejście na plebanię niekoniecznie wiązało się z zamiarem zaboru. Ksiądz się udusił. Oni przyczynili się do tego, ale nie pozbawili go bezpośrednio życia. Spisek służb? Wówczas jedna z nauczycielek, a później radna i ówczesny burmistrz Nowej Rudy publicznie wypowiadali się, że ksiądz był bardzo popularny, udzielał się społecznie, pomagał ludziom i znał praktycznie wszystkich. Był bardzo lubiany zarówno w Ludwikowicach jak i w Sokolcu czy Jugowie. Twierdzili też, że ksiądz został zabity w wyniku spisku byłych służb specjalnych, czyli służb bezpieczeństwa, ponieważ w latach 80 współdziałał z podziemną Solidarnością. To wszystko miało w ich oczach mieć podłoże polityczne. Ksiądz był proboszczem, ale był też człowiekiem, który nie bardzo przejmował się warunkami celibatu. Miał dwie córki, które w czasie zabójstwa mieszkały w Niemczech. Nazywano je księżówny. Mieliśmy też informacje od mieszkańców, że był widziany na dancingu w Polanicy, inna mieszkanka widziała go na plaży w jakiejś polskiej miejscowości. Ksiądz jednym słowem nie żałował sobie. Kilka błędów policji Oględziny plebanii były przeprowadzane system non stop. Wchodziła jedna grupa, która prowadziła oględziny przez 8 godzin. Następnie wchodziła kolejna, która przejmowała te oględziny i następnie miała wejść kolejna grupa. Wszystko po to, aby oględziny zakończyć w ciągu doby. Tu koledzy trochę się nie popisali, bo podczas oględzin nie zabezpieczono żadnych śladów papilarnych. Pamiętam też, że brakowało linii papilarnych samego księdza. W garażu stał samochód księdza, a świadkowie powiedzieli nam, że dzień wcześniej, a była zima, pełno śniegu, ksiądz nie mógł wjechać do garażu. Kilka osób pomagało mu pchać samochód. Tu również nie zabezpieczono linii papilarnych osób, które pchały ten samochód. W kuchni na podłodze leżała biała lateksowa rękawiczka, która również miała zostać zabezpieczona ale pod kątem zapachowym. Została zabezpieczona źle. Na plebanię została skierowana grupa z wydziału kryminalnego komendy w Wałbrzychu. W pokoju przyjęć, po prawej stronie była komoda, w której na dwóch półkach stała kolekcja alkoholi zachodnich marek i biała wódka. Stało tam między 40 a 60 butelek. Na lewej framudze drzwi wejściowych do pokoju zauważyliśmy ślady od łomu, co oznacza, że wcześniej musiały być zamknięte, bo był ślad wyważania drzwi. Oględziny trwały dwa dni. Powołana została też specjalna grupa operacyjno – śledcza. Wytypowaliśmy sprawców, ale nie udało nam się przedstawić na nich dowodów, a to między innymi przez to, jak były prowadzone oględziny. Figurki pochodzące z kradzieży Z oględzin wynikało, że cała plebania została przez sprawców spenetrowana. Widać było to po przewróconych rzeczach, sprawcy wchodzili do wszystkich pokoi. Jedno z pomieszczeń było zamknięte na klucz i nie było ruszone. Jak tam weszliśmy, to okazało się, że w pomieszczeniu pełno jest paczek, kartonów z darami, które przychodziły z zagranicy dla parafian. Wśród tych darów znaleźliśmy trzy figurki świętych wykonane z drzewa z polichromią. Szybko ustaliliśmy, że figurka Św. Floriana pochodzi z włamania do jednego z kościołów w powiecie kłodzkim, do którego doszło niedługo przed zabójstwem. Wówczas mieliśmy serie włamań do kościołów i kapliczek. Figurka została do kościoła zwrócona. Po kolejne figurki zgłosili się inni księża i okazało się, że tamte również zostały skradzione, ale z innych terenów. Padło pytanie, dlaczego w mieszkaniu księdza znajduje się fi gurka Św. Floriana pochodząca z włamania do kościoła w Bystrzycy Kł. Ksiądz jako ksiądz miał przecież wiedzę, że dokonywane są włamania, a figurka leżała u niego. Niemieckie powiązania Zabezpieczona została też korespondencja księdza. Wśród niej znaleźliśmy listy pisane po niemiecku. Listy przetłumaczono i okazało się, że piszczący przekazywał księdzu informacje np. że w okolicach Sokolca znajduje się kamienny krzyż przy drodze, jak do niego dojechać itd., a dalej instrukcja komu ma go przekazać i jak ma być przewieziony do Niemiec. Pojechaliśmy w to miejsce, ale po krzyżu został tylko dołek. Krzyż został wykopany. Inna informacja dotyczyła Sokolca. Kiedyś w kościele był pożar i przeprowadzone zostały w nim remonty. Napad na księdza został dokonany koło godz. 21:00. Dzień wcześniej ksiądz spotkał się z różnymi ludźmi. Rano przyjechało dwóch Niemców, później spotkał się z wiernymi z Ludwikowic i stąd wiemy, że cieszył się bardzo, że ci Niemcy zaoferowali pomoc w remoncie kościółka z Sokolca. Wspominam o tym, bo była kiedyś taka sytuacja, że podczas jednej z mszy w Sokolcu, do kościoła weszło kilku mężczyzn, zdemontowali i wynieśli jeden z XVIII – wiecznych obrazów olejnych wiszący w kościele. Ksiądz Kilian odprawiał wówczas mszę. Ksiądz tłumaczył później, że przeznaczył obraz do renowacji, ale obraz przepadł. Dobra opinia księdza, zaczęła być podważana. Bogaty ksiądz Ksiądz dorabiał sobie w taki sposób, że miał zgodę i co jakiś czas wyjeżdżał do Niemiec, gdzie w jednym z miast odprawiał msze dla Polaków, które rzekomo miały być płatne. To były takie stałe jego wyjazdy. Jak sprawdziliśmy stan majątkowy księdza to ten nas zaszokował. Ksiądz miał kilka kont walutowych, na których było sporo pieniędzy, miał kilka mieszkań w tym m.in. w Wałbrzychu. Majątek był bardzo duży. Ruszyło postępowanie spadkowe. Przyjechały córki z Niemiec i majątek przejęły. Przyjęliśmy wersję, że do księdza przyszli pewni ludzie, którzy chcieli się z nim rozliczyć. Ksiądz był bardzo ostrożny i do mieszkania nie wpuszczał nikogo, kogo nie znał. Jak ktoś na plebanię dzwonił lub pukał to on z okienka w łazience sprawdzał kto to, zanim kogoś wpuścił. Zwłaszcza popołudniu. Jeżeli oni weszli do mieszkania, które było zamknięte od wewnątrz, to nie ma innej możliwości jak ta, że oni weszli wpuszczeni przez księdza. Szukaliśmy innej możliwości wyjścia z plebanii, znaleźliśmy ślady wskazujące, że sprawcy prawdopodobnie wyszli przez okno w piwnicy, które było niedomknięte. Wejść nie mogli, bo było zamknięte. Po wyjściu przyciągnęli je, żeby było widać, że jest zamknięte. Więc ksiądz wpuścił osoby, które prawdopodobnie znał. Powiązań szukaliśmy wśród osób, które dokonywały włamań do kościołów. Mieliśmy świadków, którzy nam powiedzieli, że widzieli trzech mężczyzn, którzy pytali gdzie jest kościół. Prawdopodobnie zakładali, że plebania jest przy kościele. Nie wiedzieli o tym, że ksiądz przeniósł się ze starej na nową plebanią. Pytali też, o której będzie msza. Świadkowie byli zdziwieni, że ci nie wiedzieli, że msza jest tylko rano. Poinformowali mężczyzn o tym, oni podziękowali i poszli. Osoby, które wypytywały miejscowych poruszały się czerwonym maluchem. Udało się stworzyć portrety pamięciowe tych osób. Na jednym rozpoznałem byłego tajnego współpracownika, który współpracował z policją. Pochodził on z Bystrzycy Kł., a tam miało miejsce włamanie do kościoła skąd skradziono Floriana. To nakierowało nas na to, że tam mogą przebywać sprawcy. W maju 1996 r. dotarła do nas informacja o tym, że ta grupa bystrzycka ma konszachty z grupą przestępczą z Wałbrzycha. To wyszło przy okazji włamania do mieszkania jednego z wałbrzyskich lekarzy ginekologów. Ustaliliśmy, gdzie i kiedy mają trafić skradzione przedmioty. Akcja niestety nie udała się, bo okazało się, że wśród nas jest kret. Skradzione rzeczy zostały wywiezione, a nam została zamknięta droga dojścia do sprawców, bo jak już mówiłem nie mieliśmy na nich silnych dowodów.
Mord na plebanii
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor:
reklama
Przeczytaj również:
WiadomościZnaleziono go ze szmatą wciśniętą w usta. Do dziś nie wiadomo, kto napadł na księdza Kiliana z Ludwikowic Kł. Duchowny był lubiany przez wiernych, choć życia w celibacie nie przestrzegał, dorobił się majątku i prawdopodobnie miał powiązania z grupą przestępczą, która okradała kościoły.
reklama
reklama
reklama
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ
Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM
e-mail
hasło
Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
reklama
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.