reklama
reklama

Mówili jej, że już nie pożyje

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Mówili jej, że już nie pożyje - Zdjęcie główne

Alicja Kamińska od lekarza z Nowej Rudy usłyszała, że nie rokuje, że ma 4% szans na przeżycie

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Od lekarza z Nowej Rudy usłyszała, że nie rokuje, że ma 4% szans na przeżycie i, że nic jej nie pomoże. O walce ze straszną chorobą, jaką jest rak piersi, powiedziała nam Alicja Kamińska.
reklama

Kiedy zapadła diagnoza? Wcześniej choroba nie dawała o sobie żadnych sygnałów?

W ubiegłym roku zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi z przerzutami 4 stopnia. Właśnie mija rok od diagnozy. Jednak zmiany zauważyłam dwa lata wcześniej. Moja mama 20 lat temu chorowała na nowotwór piersi i ja przy tym byłam. Widziałam co przechodzi. Z mamą jeździłam na onkologię i chemię. Wyszły mi wówczas włosy. Myślałam, że to dlatego, bo nawdychałam się różnych chemikalii, ale to był stres. Włosy mi się przerzedziły, zwracałam itd. Wówczas powiedziałam, że jeżeli mnie coś takiego spotka, to nie będę się leczyć. Mój onkolog nie mógł wyjść z podziwu, że tak długo ze wszystkim czekałam. Teraz jestem mądrzejsza. Dziś, gdybym zauważyła zmianę i miała wiedzę, którą mam dzisiaj, to poleciałabym do lekarza od razu. A ja czekałam, czekałam, czekałam...To rosło, aż do momentu, w którym nie mogłam już pracować. Ręka mi spuchła jak bania. Była czerwona. Rzadko chodziłam też do ginekologa, a od 30 lat przyjmuję hormony, bo po pierwszej cesarce w ogóle nie mogłam przestać krwawić, ale trafiałam też na nieodpowiednich ginekologów. Wszystko było dla mnie ważniejsze i tak zwlekałam. Nie wiem dlaczego. Chociaż właściwie wiem dlaczego: byłam po prostu głupia.

reklama

 

A jednak poszła Pani na badania?

Doszło do tego, że już nie mogłam normalnie funkcjonować, źle się czułam. A ciągle do mnie wydzwaniali z mammografii. Odmawiałam, odmawiałam, ale wreszcie mówię: pójdę, bo mi nie odpuszczają. Jak już poszłam na badania, to pani, która je robiła przeraziła się. Powiedziała: pani ma nowotwór w stanie zaawansowanym. Były wszystkie jego objawy: opuchlizna, brodawka wklęśnięta, skórka pomarańczowa i pierś twarda jak beton. Gdy trafiłam do onkologa chwycił się za głowę. Wówczas zaczęło się diagnozowanie.

reklama

 

Jak długo trwało?

Szybka ścieżka onkologiczna to tylko nazwa. U mnie trwało to od stycznia do końca maja. Było robionych kilka biopsji, bo stan był już taki, że one nie wychodziły. Badania są ważne miesiąc, więc co jedno zrobiłam, to drugie już było nieważne. I to tak trwało. Lekarz prowadzący pojechał na urlop i wszystko się przesunęło. Potem covid. W końcu jak była pełna diagnoza nawet nie zaproszono mnie na konsylium, choć powinni to zrobić. Nasz doktor "zaprosił" mnie i męża do Wałbrzycha do szpitala. Jednak tam nie chcieli mnie leczyć i odesłali znów do Nowej Rudy. Tak mnie odsyłano. Wreszcie lekarz zdecydował się powiedzieć, że jest źle, a nawet bardzo źle, a wręcz tragicznie. Że jest to nowotwór bardzo zaawansowany, z przerzutami na kręgosłup i do szpiku kostnego i że ja już nie rokuję. Jedynie co mi zostało to opieka paliatywna. Powiedział, że do śmierci będę przyjmować chemię.

reklama

 

Co Pani na to?

Był koniec maja, więc zapytałam czy we wrześniu wrócę do pracy, bo jestem nauczycielką. Lekarz bardzo się zdenerwował i powiedział, że mam 4% na przeżycie i, że mam nie myśleć, że mi cokolwiek pomoże. Ani żadne wlewy z witaminy, ani inne praktyki nie wchodzą w grę, bo już umieram. Powiedział też, że już nie będzie się mną zajmował i że mnie wysyła do innego lekarza, do przychodni na ul. Browarnej w Wałbrzychu.

 

I pojechała Pani?

Pojechałam. Co ja tam przeszłam...Tam jest tragedia i najgorszemu wrogowi bym nie życzyła, żeby trafił do przychodni na Browarnej w Wałbrzychu. Wszystkich pacjentów umawiają na jedną godzinę, lekarz spóźnia się po kilka godzin, rejestracja nieczynna, toaleta nieczynna, trzeba iść gdzieś po klucz do niej. To jest skandal. Lekarka zrobiła mi badania i powiedziała, żebym sobie przemyślała to, dlaczego jestem w Wałbrzychu, bo obecnie mieszkam w Sobótce i powiedziała, że nie będzie się mną zajmować, bo mam bliżej do Wrocławia. Więc wytłumaczyłam, że chcę się tu leczyć i ona kazała mi wybrać Wałbrzych, albo Świdnicę. Wybrałam Świdnicę, bo lekarka nie chciała się podjąć leczenia w moim stanie. W międzyczasie okazało się jeszcze, że będę miała konsultację genetyczną i, że wszystkie badania muszę przejść od nowa. Okazało się, że badania, które robili mi cztery miesiące, w Świdnicy w szpitalu zrobili w jeden dzień. Dostałam chemię, po której mi nie wyszły włosy, kwas, hormony itd.

 

Nie załamała się Pani?

Jak tak wszyscy mi mówili, że już sobie nie pożyję, to wpadłam w straszną depresję. Ale na mojej drodze pojawiła się koleżanka ze studiów, która powiedziała, że mnie zawiezie do fitoterapeutki w Chocieszowie. Nie chciałam, ale mnie zawiozła. Zrobili mi biorezonans i jak mi tu lekarze mówili, że mam 4%, tak wyszło mi z tego badania, że wcale nie jest tak źle, a mój organizm walczy. Fitoterapeutka bardzo pozytywnie do mnie podeszła. Powiedziała, że muszę przejść na odpowiednią dietę, że w ogóle jeżeli mam iść na chemioterapię, to powinnam mieć do niej odpowiednio przygotowany organizm miesiąc wcześniej. Dała mi namiary na lekarkę, która zajmuje się trudnymi przypadkami nowotworów w naszej kotlinie. Konsultacja trwała półtorej godziny. Pani doktor powiedziała, że może się podjąć leczenia obok chemioterapii jeżeli się na nią zdecydowałam. Zapewniła, że dojdzie też do konsultacji z profesorem z kliniki w Bawarii.

 

Doszło do konsultacji?

Tak. Profesor potwierdził, że chemia i kwas są potrzebne, ale oprócz tego trzeba się wspomagać. M.in. odkwaszać organizm i przyjmować różne suplementy, żeby organizm wzmacniać i oczyszczać. Tak podjęliśmy leczenie. Niestety nikt w Świdnicy mi nie powiedział, że po przyjęciu kwasu będę się czuła tak jak się czułam. Gorączka 40 stopni, zwracałam, biegunka, jadłowstręt. Przestałam w ogóle wstawać. Uratowała mnie moja pani doktor. I tak po kwasach i chemioterapii jadę do niej na oczyszczanie i odkwaszanie organizmu. Mam cudowną bioenergoterapeutkę, która mnie wzmacnia. To taka moja pani psycholog, która mnie bardzo pozytywnie do tego wszystkiego nastawiła. Jak mi lekarz z Nowej Rudy powiedział, że nie powinnam dożyć września, tak za chwilę, będzie kolejny wrzesień, a ja żyję.

 

Jak się Pani czuje dzisiaj?

Bardzo źle znoszę pobyty na onkologii i kontrast. Jestem po nim rozwalona, a on nic nie daje, ale nie mogę go odmówić, bo mnie nie będą leczyć. Zawsze jestem po nim bardzo rozbita, obolała, ciśnienie mam kosmiczne. Czuję się fatalnie. Mam jednak moją panią doktor, która po tym wszystkim stawia mnie na nogi. Wróciłam nawet do Nowej Rudy, żeby mieć do niej bliżej.

 

Wróci Pani jeszcze do pracy?

Nie wiem. To, że ja chcę wrócić do pracy to jedno. Na razie jednak nie ma możliwości, żebym do niej wróciła. Co miesiąc muszę się zameldować na onkologii na kontrolne badania, bo biorę chemię w tabletkach. Oprócz tego jeżdżę co trzy miesiące na kwas. Po nim przez tydzień muszę wypoczywać i dochodzę do siebie. Oprócz tego są tomografy i inne badania, bo jeżeli mam przerzuty, to muszę diagnozować się cały czas. Poza tym tabletki, które przyjmuję, zwłaszcza hormony spowodowały, że straciłam czucie w rękach. Mam je zdrętwiałe i mam problem np. z prowadzeniem samochodu. Koło południa to puszcza, ale po południu biorę drugą część chemii i znowu po tym mi drętwieją ręce. Mam problem, żeby się uczesać czy utrzymać coś w ręce.

 

Jest Pani nauczycielką. W których naszych szkołach Pani uczyła?

Kiedyś uczyłam w szkole we Włodowicach. Później byłam dyrektorem w szkole w Ludwikowicach. Gdy przeprowadziliśmy się do Sobótki, uczyłam w tamtejszej szkole. Uczyłam języka polskiego i edukacji wczesnoszkolnej. Pracowałam też w szkolnej bibliotece.

 

 

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama