Nowa Ruda. Była chwila radości, która nie trwała długo. To zła informacja dla naszych mieszkańców, którzy choć trafiali na oddział chorzy cieszyli się, że leczą się w swoim mieście. O powrocie interny do Kłodzka i krótkim funkcjonowaniu oddziału w Nowej Rudzie rozmawiamy z jego ordynatorem dr Tadeuszem Stępkowskim
Sytuacja z Covidem została mocno opanowana i oddział wewnętrzny wraca do Kłodzka. Krótka chwila radości za chwilę się skończy, a przez ten krótki czas pacjentów z jakimi chorobami Pan przyjmował?
Przez czas pandemii byliśmy jedynym oddziałem wewnętrznym w całej kotlinie kłodzkiej i nie tylko. Przyjmowaliśmy też pacjentów z Dzierżoniowa, Bielawy, z rejonu Ząbkowic Śl. itd., bo tam były oddziały covidowe. Wielu pacjentów z chorobami takimi jak niewydolność serca, czy cukrzyca nie chciało iść do szpitala obawiając się zakażenia. A tu naprawdę można było się czuć bezpiecznie. Jak pacjent został przywieziony na izbę przyjęć i miał test ujemny, a później za kilka dni okazało się, że jest on dodatni to nie oznacza, że zaraził się w szpitalu. Po prostu potrzebne było kilka dni, żeby wirus się uaktywnił. Gro ludzi, którzy wymagali diagnostyki, jak w przypadku anemii nie przychodziło do szpitala. Ich przywożono już w takim stanie, że osiągaliśmy rekordy. Sam miałem przypadki, że jak proponowałem szpital to słyszałem "nie, nie, nie". Patrząc na Nową Rudę uważam, że ten oddział jest tu potrzebny, bo jesteśmy środowiskiem ludzi starszych, wymagających opieki lekarskiej, często samotnych. Z drugiej jednak strony kadra medyczna jest tak uboga, że jak nas przyszła tu czwórka, tak ta czwórka wróci do Kłodzka.
Kiedy oddział zostanie przeniesiony do Kłodzka i ilu pacjentów będzie trzeba przewieźć do tamtejszego szpitala?
Nie znamy konkretnej daty. Ma to być w czerwcu. Teraz w Kłodzku po oddziale covidowym robiony jest remont, czyli na tym naszym oddziale wewnętrznym kłodzkim. Kiedy on się skończy nie wiemy. Też chciałbym wiedzieć, bo wówczas część chorych można ewentualnie wypisać wcześniej, żeby nie było takiej sytuacji, że pacjenta przewieziemy do Kłodzka, a dzień później wyjdzie on do domu.
A teraz ilu pacjentów leży na Pana oddziale?
Dochodzi do 30 osób. Jest 30 łóżek i w zasadzie 30 osób.
A nasi pacjenci zaniedbali przez Covida swoje choroby?
Oczywiście. Przykład pacjenta chorego na anemię. Jeżeli mamy normę niech będzie 13-14% i ktoś przychodzi i ma 4% albo 3%, to gdyby był to krwotok to ja rozumiem. Ale pacjenci potrafili powiedzieć, że np. od trzech tygodni chodziłem, kręciło mi się w głowie, byłem słaby i wreszcie zdecydowałem się pójść do lekarza. I okazuje się, że jest tak poważna anemia. To obawa przed szpitalem powoduje, że choroby są niestety opóźnione w rozpoznaniu.
Przez ten czas, kiedy oddział znów działał w Nowej Rudzie, w jakim wieku pacjentów Pan przyjmował - tylko seniorów?
Przekrój był od młodego do starego. Młodzi też chorują. Rozpoznawane są u nich choroby wątroby, serca, nerek, czy cukrzyca. I niestety nowotwory, które wykrywaliśmy właśnie u ludzi młodych. Tu u nas na oddziale.
Widział Pan radość swoich pacjentów z tego, że oddział działa w Nowej Rudzie?
Ależ oczywiście. Uśmiechy ludzi to była najlepsza dla mnie nagroda.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.