Pielęgniarka zignorowała stan zdrowia staruszka
70-letni Jerzy Bidziński o mały włos nie zmarł na skutek nie udzielenia jemu pomocy przez pielęgniarkę w miejscowej przychodni. Kobieta stwierdziła przed tygodniem (środa, 23 kwietnia) stan przedwylewowy, a pomimo tego odesłała 70- latka z wszczepionym rozrusznikiem serca do domu. - Mój tato poszedł do przychodni, bo bardzo źle się czuł. Wcześniej zresztą był umówiony z lekarzem, ale go nie było - relacjonuje rozgoryczony syn mężczyzny. To jednak nie wszystko. Gdy senior poprosił pielęgniarkę o zmierzenie ciśnienia, ta najpierw nie chciała tego zrobić. Gdy jednak wymusił, to badanie wskazało ciśnienie 90/50. Kobieta nic sobie jednak z tego nie zrobiła. - Niech pan idzie powoli, bo może mieć pan wylew - miała powiedzieć pielęgniarka do schorowanego mężczyzny. W takim stanie doszedł do domu. Ponad kilometrowa wędrówka o mały włos nie zakończyła się śmiercią. Gdy wszedł przez drzwi, jego żona natychmiast zadzwoniła na pogotowie. - Chwalić najwyższego, że pod drodze nic się jemu nie stało - mówi teraz syn mężczyzny. Karetka zjawiła się błyskawicznie. Lekarz stwierdził, że za kilka minut może dojść do rozerwania komór mięśniowych przy takim tętnie, więc mężczyzna najpierw trafił do szpitala w Nowej Rudy, a później bezpośrednio na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej w kłodzkim szpitalu. Na szczęście mężczyznę udało się uratować. Już następnego dnia jego stan na tyle się polepszył, że pan Jerzy został przeniesiony na oddział kardiologiczny. Biją się w piersi Arkadiusz Hołowienko, z wrocławskiej spółki zarządzającej przychodnią przyznaje, że jest wstrząśnięty tym, co się wydarzyło.
Więcej w najnowszym wydaniu "Gazety Noworudzkiej" nr 884.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.