Istniejąca od ponad tysiąca lat Droga św. Jakuba jest jednym z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok szlaków do Rzymu i Jerozolimy. Według legendy ciało św. Jakuba przewieziono łodzią do północnej Hiszpanii, a następnie pochowano w miejscu, w którym dziś znajduje się miasto Santiago de Compostela.
Angelika Szpat razem z narzeczonym postanowili pokonać na pieszo ponad 100 km, aby spełnić swoje marzenia.
Skąd pomysł na tę wyprawę?
Inspiracja do wyprawy pojawiła się jedenaście lat temu, gdy przeczytałam Pielgrzyma Paula Coelho. Wtedy było to bardzo odległe marzenie, jednak wiedziałam, że muszę je kiedyś spełnić. Miało to się stać w 2020 roku, wszystko było przygotowane, ale pandemia pokrzyżowała moje plany.W 2021 roku, czując ogromną potrzebę, przeszłam fragment beskidzkiego szlaku św. Jakuba z Wadowic do Szczyrku. W tym samym roku poznałam mojego narzeczonego Marcina, który od tamtej pory towarzyszy mi nie tylko w życiu, ale i w każdej wyprawie, głównie po Sudetach.
Co z przygotowaniami? Trudno zorganizować taką podróż?
W przygotowaniach do wyprawy bardzo pomogły nam tematyczne grupy na Facebooku oraz filmy na YouTube. Podróż można zorganizować na wiele sposobów, my przylecieliśmy do Portugalii i rozpoczynamy naszą pielgrzymkę od granicy Hiszpanii i Portugalii. Autobusem dotarliśmy do miejscowości Valenca (małe miasto na Szlaku Portugalskim – Camino Portugués del Interior) i z tego miejsca wyruszyliśmy w 120-kilometrową wędrówkę. Następnego dnia rozpoczynamy naszą 120-kilometrową pielgrzymkę do Santiago.Przygotowując się do podróży trzeba pamiętać o znalezieniu noclegów, tzw. albergów, czyli hoteli dla pielgrzymów. Teraz, w lutym wiele tych miejsc jest zamkniętych, ponieważ nie jest to sezon turystyczny. Udało nam się znaleźć noclegi w przyzwoitych cenach - płaciliśmy od 26 do 40 euro za dwie osoby za noc. W samym Santiago de Compostela zatrzymaliśmy się na dwa dni i łącznie zapłaciliśmy 70 euro.
Z Santiago udaliśmy się do Fatimy. Lot powrotny z Porto mamy w najbliższą niedzielę.
Co warto zabrać na wyprawę w lutym?
Przede wszystkim dobry plecak, najlepiej 40-litrowy, w który należy się umiejętnie spakować, aby zabrać go ze sobą jako bagaż podręczny. Do tego przyda się nerka na dokumenty i oczywiście telefon, ładowarka i powerbank.W plecaku warto mieć płaszcz przeciwdeszczowy, stuptuty, polar, kurtkę pikowana, cienką czapka, chustę na szyję, rękawiczki, dwie pary wygodnych butów (trekkingowe i adidasy) oraz klapki pod prysznic. My zabraliśmy dwie pary spodni, piżamę z długim rękawem, ręcznik (chociaż w większości hoteli są), śpiwór (bo nie wszędzie dają pościel), bieliznę i niezbędne kosmetyki.
Proszę opowiedzieć o podróży…
W Porto udaliśmy się po paszport pielgrzyma do Katedry Se (kosztuje 2 euro) - od momentu pieszego wystartowania należy zbierać w nim pieczątki (minimum dwie w ciągu dnia). Pieczątki poświadczają, że nie korzystamy z żadnego środka transportu, tylko trasę przemierzamy na własnych nogach. W samym Santiago de Compostela otrzymuje się w biurze pielgrzyma tzw. compostelę- zaświadczenie o przebyciu m.in. 100 km pieszo.Nasza wyprawa miała trwać dwa tygodnie, chcieliśmy wyruszyć z Porto, skąd do Santiago de Compostela jest 240 km. Niestety, finansowo nie dalibyśmy rady, więc musieliśmy skrócić dystans o połowę.
Przeszliśmy dokładnie 120 km przez 6 dni. Codziennie pokonywaliśmy dystans ok 20 km. Ostatniego dnia było to równe 25 km. Teren Galicji jest bardzo zróżnicowany. Bywało bardzo pod górę, nierzadko prosto i przyjemnie. Szliśmy przez lasy, przez małe wioski, większe miasta jak np. Pontevedra i mniejsze miasteczka jak np. Redondela nad zatoką Vigo (Ocean Atlantycki).
Każdego dnia wyruszaliśmy o godzinie 8:00, ponieważ słońce wstaje tam bardzo późno i było ciemno. Powietrze przez długi czas jest bardzo rześkie, dzięki czemu łatwiej się oddycha. Kondycja psychiczna i fizyczna przez cały czas była znakomita, jednak stopy pod koniec każdego etapu się buntowały. Na szczęście, po nocnej regeneracji można było iść dalej.
Jednego dnia, gdy wyszliśmy z alberga, był straszny mróz, w pobliżu zobaczyliśmy oszronione auta. Byliśmy zaskoczeni, ale po południu temperatura wynosiła już 18 stopni. Przez wszystkie dni mieliśmy piękną, słoneczną pogodę.
Czy spotkały Was jakieś nieplanowane przygody?
Tak, ale były to same pozytywne przeżycia. W Porto, pod katedrą, minęliśmy mężczyznę grającego coś na saksofonie, po chwili zaczął grać „Mazurka Dąbrowskiego”. Domyśliliśmy się, że to specjalnie dla nas - była to jego reakcja na nasze małe flagi narodowe, które mieliśmy przypięte do plecaków. Odwróciliśmy się, za biliśmy mu brawo, a on się nam ukłonił. To było bardzo miłe.Kolejna historia: Któregoś poranka wychodzimy już z miasteczka, a naprzeciwko nas jedzie guardia policia, auto zwalnia, dwóch panów patrzy się na nas, myślałam, że będą chcieli nas wylegitymować. Nerwowo otwieram nerkę, aby wyjąć dowód osobisty, a panowie otwierają okno w aucie i wołają do nas: „Buen Camino!Buen Camino, machając przy tym radośnie. Dwa dni później mieliśmy podobną sytuację. To miłe, że tutejsza policja dopinguje pielgrzymom.
Coś Was szczególnie zaskoczyło?
Od początku na trasie wielokrotnie mijaliśmy się że wcześniej spotkanymi pielgrzymami. Wszyscy byli zaopatrzeni w plecaki oprócz dwóch Azjatów. Oni maszerowali tylko z nerkami na plecach!! Zastanawia nas, jak to możliwe. Gdzie mieli ubrania, bieliznę, buty na zmianę? Nigdy nie widzieliśmy, aby nieśli ze sobą wodę. To było bardzo dziwne.Muszę wspomnieć jeszcze o hiszpańskiej sjeście. Przychodzimy głodni, jak wilki, około godz. 15:00 do Caldas de Reis, zostawiamy plecaki w hotelu, ruszamy w poszukiwaniu restauracji. Kiedy trafiamy do jednej z nich okazuje się, że do godz. 20:00 jest sjesta! Idziemy do drugiego lokalu i tam to samo! Musieliśmy czekać 5 godzin, żeby zjeść zasłużony, ciepły obiad.
Było warto?
Życie w tej części Hiszpanii jest bardzo spokojne. Na ulicach do południa praktycznie nie widać ludzi. Byliśmy zawsze miło traktowani przez obsługę w lokalach, obsługę hoteli i sprzedawców w sklepach. Rozmawialiśmy po angielsku, a kiedy ktoś nie znał angielskiego, to sprawdzała się komunikacja na migi.Odpowiadając na pytanie: Oczywiście, było warto. Ta wyprawa to nie tylko zwiedzanie i poznawanie Hiszpanii, ale droga do poznania samego siebie. Wszystko, czego potrzebowaliśmy, znajdowało się w naszych plecakach, a cel w zasięgu ręki. Trzeba było tylko, zrobić pierwszy krok.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.