Górnictwo cd.
W okresie tym musiano zwolnić z kopalni w Słupcu 150 górników. Aby nieco załagodzić nędzę ludzką właściciel Słupca, hrabia Pilati sprzedał tanio część swoich pól pod zabudowę. Pewna stabilizacja w kopaniach następuje w 1925 roku, rok później wydobycie w spółce „Neu – Kotho” wzrosło, do czego przyczynił się w pewien sposób strajk górników angielskich.
Przedsiębiorstwo górnicze „Neuroder Kohlen – und Thonwerke” funkcjonowało do 1945 roku. Po zamknięciu w 1932 roku kopalni „Wenzeslaus” było jedynym przedsiębiorstwem górniczym na tym obszarze. M.in. do 14 lutego 1930 roku zarządzał nim radca górniczy Hermann Edler von Braunmühl.
Odrębnym przedsiębiorstwem górniczym była kopalnia „Wenzeslaus”. Początki jej istnienia dotyczą 1771 roku, wówczas należała do właściciela górnej części wsi Jugów, hrabiego von Haugwitza. W latach następnych przechodziła w ręce innych właścicieli, od 1812 roku należała do porucznika von Bonge. W rękach jego rodziny kopalnia była do 1865 roku, kiedy to, już jako skonsolidowana, została zlicytowana na rzecz Antona Roberta Sindermanna, Josepha Kleinera, Antona Herdena, Augusta Scholza i Josefa Griegera. W latach następnych właściciele konsolidacji się również często zmieniali, w końcu w 1897 roku nabył ją doktor prawa Gustav Linnartz, pochodzący z Jouy – aux – Arches, miejscowości położonej koło Metzu w Lotaryngii, który przejął wszystkie kuksy kopalni. Już pod koniec tego roku pogłębiono szyb „Walter” w Miłkowie ( dzisiejsze Ludwikowice Kłodzkie) a w 1900 roku zwiększono wydobycie 185 721 ton. W 1903 roku pogłębiony szyb „Kurta” w Jugowie połączono z szybem „Walter” w Miłkowie. Przez to wydobycie w kopalni wzrosło do 628 411 ton a w 1924 roku wydobyto 629 927 ton węgla, co znacznie przewyższyło wydobycie w spółce „Neu – Kotho”. Jesienią 1923 roku kopalnia zanotowała najwyższy stan zatrudnienia, który osiągnął 4600 górników i 250 osób administracji. Jednak w późniejszym okresie sytuacja się pogorszyła w związku ze spadkiem ceny węgla. Zmniejszyło się wydobycie, część pracowników zwolniono, pozostali zaś otrzymywali minimalne pensje, „które nie pozwalały umrzeć, ani też nie pomagały wyżyć”. W tej sytuacji spadkobiercy Linnartza uznali, że w tych warunkach kopalnia nie może samodzielnie funkcjonować i w 1925 roku sprzedali jej 100 kuksów, w tym 85 kuksów elektrowni „Schlesien AG” z siedzibą we Wrocławiu i 15 kuksów elektrowni „Schlesien AG” z siedzibą w Wałbrzychu. Do sieci elektrowni „Schlesien AG” we Wrocławiu, jako jedna z trzech, należała elektrownia w Miłkowie, której moc wynosiła około 18 000 kW i której głównym surowcem był wydobywany z tej kopalni węglowy muł.
Upadek kopalni „Wenzeslaus” i nędzę górników pogłębiła tragiczna w skutkach katastrofa, która miała miejsce na szybie „Kurta” w Jugowie w środę 9 lipca 1930 roku.
Katastrofy w kopalniach regionu noworudzkiego były spowodowane wieloma czynnikami. Główne zagrożenie stanowiły gazy, zwłaszcza metan lub dwutlenek węgla, których wybuchy lub wyrzuty były ich przyczyną. Do roku 1945 zanotowano ogółem 596 wyrzutów gazowo – skalnych. Podczas katastrofy w kopalni „Ruben” w grudniu 1912 roku zginęło 3 górników. Katastrofa w Jugowie była uważana za jedną z największych tego typu katastrof w Europie. Miała miejsce na II i III poziomie szybu, „przez który przetoczył się straszliwy łoskot i ogromne chmury pyłu. Głucha wibracja powietrza otoczyła pracujących tutaj 200 górników, tylko nieliczni zdołali uciec. Wycie syren z sąsiednich kopalń napełniły niepojętym strachem całą okolicę Nowej Rudy. Ekipom ratowniczym ukazał się straszny widok spustoszenia i zniszczenia. Ofiary leżały jak posiane, większość pod zwałami". W wyniku wyrzutu dwutlenku węgla połączonego z wyrzutem skalnym zginęło 151 górników, z czego 102 z Jugowa, 17 z Drogosławia, 12 z Nowej Rudy, pozostali z innych okolicznych miejscowości. Do poległych na posterunku pracy dołączyli pierwsi ratownicy, którzy przyszli z pomocą. Tak było ze sztygarem Schnerdtnerem oraz sztygarem Hoffmannem, który podczas akcji ratunkowej natknął się na kabel wysokiego napięcia i zginął na miejscu.
W uroczystościach pogrzebowych ofiar katastrofy wzięło udział około 20 tys. ludzi. Na cmentarzu w Jugowie ustawiono kaplicę, zaprojektowaną przez wałbrzyskiego architekta Pietrusskiego, w której ustawiono rzeźbę Chrystusa „zwisającego na krzyżu, który jakby nosił na barkach cały ciężar niedoli górniczej”, wykonaną przez rzeźbiarza noworudzkiego, Augusta Wittiga.
Po tej katastrofie władze niemieckie, pomimo protestów mieszkańców i władz gminy do rządu, Reichstagu i Sejmu Pruskiego, zdecydowały się zamknąć kopalnię „Wenzeslaus" w styczniu 1931 roku, co spowodowało zwolnienie 2700 górników, co z najbliższymi członkami rodziny dało od 6 do 8 tys. ludzi bez środków do życia. Zamknięcie kopalni miało miejsce w czasach wielkiego kryzysu gospodarczego, być może też w pewnym stopniu przyczyniło się do likwidacji powiatu noworudzkiego w 1932 roku w czasie trwającej reformy powiatowej w Niemczech. Zamknięta kopalnia „Wenzeslaus” przyczyniła się do uratowania kopalni „Johann Baptista” w Słupcu, której groziło zamknięcie ze względów ekonomicznych, kopalnie „Ruben” i „Rudolf” przejęły część jej złóż.
Sprawa ponownego uruchomienia kopalni „Wenzeslaus” stała się jednym z punktów programu wyborczego NSDAP na Ziemi Noworudzkiej w 1932 roku. Partia ta obiecała ją uruchomić po zwycięstwie w wyborach do Reichstagu. W pewnym sensie słowa dotrzymała, bowiem już 28 lipca 1933 roku zarejestrowana została spółka z Ludwikowic, która uruchomiła pełną wody kopalnię. Do pracy zjechało 39 górników, którzy uruchomili pompy. Jeszcze w tym samym roku na kopalni pracowało 480 osób i wydobywano z niej miesięcznie około 9 tys. ton węgla przy oddanym tylko jej jednym polu zachodnim. W 1938 roku zatrudniono w niej 1018 robotników i 62 pracowników umysłowych. Jednak w lipcu 1939 roku kopalnię ponownie zamknięto, bowiem niebezpieczeństwo spodziewanych wyrzutów było zbyt duże. Wszelkie urządzenia kopalniane zostały zdemontowane i sprzedane na pokrycie długów a teren pokopalniany przejęto na potrzeby przemysłu zbrojeniowego i rozpoczęto produkcję amunicji, którą produkowało 1000 Żydówek – więźniarek z ludwikowickiego obozu pracy przymusowej.
Największa katastrofa w noworudzkich kopalniach miała miejsce 10 maja 1941 roku, kiedy to na kopalni „Ruben”, kiedy to podczas przebijania przekopem na poziomie V pokładu doszło do wyrzutu gazowo – skalnego, w wyniku którego zginęło 187 górników, a jednym z nich był jeniec angielski. Podczas pogrzebu ofiar katastrofy obecny był dygnitarz hitlerowski Robert Ley.
Do zakończenia II wojny światowej na obszarze Ziemi Noworudzkiej działało tylko przedsiębiorstwo „Neuroder Kohlen – und Thonwerke”, a jego zarząd mieścił się w noworudzkim zamku. W tym czasie zatrudniano też około 200 jeńców angielskich i ponad 190 francuskich. Jeńców tych w 1942 roku wycofano, a na ich miejsce sprowadzono jeńców radzieckich. Robotnicy przymusowi pracowali w noworudzkich kopalniach jeszcze przez pierwsze tygodnie po wyzwoleniu.
Od początku pojawienia się na Ziemi Noworudzkiej kopalń dowiadujemy się również o zwyczajach górniczych. Od początku XIX wieku górnicy byli zrzeszeni w Dolnośląskim Związku Górniczym, który w zależności od wysokości miesięcznej składki gwarantował od 7,5 do 25 srebrnych groszy pomocy w razie choroby, pomocy inwalidzkiej, kosztów pogrzebowych, pieniędzy dla wdów i sierot oraz pomocy na wydatki szkolne. Oprócz tego istniała także górnicza kasa na wypadek śmierci. Przez te warunki stan górniczy stał się, mimo niebezpieczeństw związanych z pracą w kopalni, bardzo pożądany. Górnicy stali się atrakcyjni dla dziewcząt. Wytworzył się specyficzny kodeks honorowy górników, „zewnętrznie ujawniający się efektownym mundurem, wewnętrznie brakiem lęku, trwałej ofiarności i silnej więzi koleżeńskiej”. Uroczyście obchodzono także święta związane z górniczym stanem. Szczególnie w każdą niedzielę po uroczystościach ku czci św. Anny, kiedy to zbierali się w mundurach na noworudzkim rynku i w zwartej kolumnie przy muzyce maszerowali na Górę św. Anny, by posłuchać świątecznego kazania. Po uroczystościach kościelnych miał miejsce festyn, który kończył się wieczorną porą. Następnie górnicy schodzili do miasta, gdzie kończyli świętowanie w gospodach z tańcami i mocnymi trunkami. Górnicy mieli również swój sztandar, nadany im w 1809 roku przez króla Fryderyka Wilhelma III. W Słupcu odbywały się święta górnicze, zwane kwartelami, podczas których nieraz raczono się pieczonym na rożnie wołem.
Pewną tradycją górniczej Nowej Rudy był widok „czarnych” górników idących ulicami miasta z pracy. W 1903 roku zbudowano łaźnię na 1200 osób, co powodowało stopniowe zanikanie tej tradycji, chociaż niektórzy starsi górnicy nie potrafili przystosować się do nowych zwyczajów i tradycyjnie szli myć się do własnych domów. Okazało się również, że po wybudowaniu łaźni zmalały także obroty w miejscowych gospodach, bowiem górnicy główne orzeźwienie po pracy znajdowali właśnie w łaźni.
Zwyczajem górniczym była też modlitwa, jaką górnicy odmawiali przed zajazdem pod ziemię. Górnicy słupieccy prosili w niej Boga m.in. o „zdrowie i codzienny chleb”, o „światło na wagonach”, o „odpuszczenie grzechów i szczęście wieczne w Jezusie Chrystusie”.
Po zakończeniu II wojny światowej Ziemia Noworudzka znalazła się w granicach państwa polskiego. Przejęliśmy również i kopalnie węgla jako jednostki zacofane technologicznie o przestarzałym wyposażeniu technicznym i stosunkowo niewielkim wydobyciu. Jedynie kopalnia „Wenzeslaus” reprezentowała europejski poziom wyposażenia technicznego i w latach 20 – tych XX wieku była tu jedynym wyjątkiem. Katastrofa z 1930 roku pozbawiła ten rejon wzorcowej jednostki, która mogłaby wpływać pozytywnie na poziom techniczny innych kopalń.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.