Pamiętasz dzień, w którym przyjechałaś do Nowej Rudy?
Do dziś nie wiem, jak ja się tutaj znalazłam. Przydarzyły mi się w życiu dwie rzeczy, których nie potrafię logicznie wytłumaczyć. To jest po prostu przeznaczenie. Pochodzę z Lublina, gdzie miałam poukładane życie, ale czułam, że czegoś mi brakuje.Wtedy spotkałam mojego mentora od tańca, który był świeżo po konferencji, na której spotkał panią Ewę Geryn, ówczesną dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowej Rudzie. I to On powiedział mi o propozycji prowadzenia zespołu w Nowej Rudzie. Ja nawet nie wiedziałam, gdzie to jest.
Pamiętam, że zadałam pani Ewie pytanie przez telefon, czy jest tutaj zielono. Zamilkła i po chwili odpowiedziała, że tak. Pamiętam dokładnie moment, w którym przyjechałam do Nowej Rudy. Te tereny od razu mnie zachwyciły. Było mnóstwo zieleni. Mijałam pałac Bożkowie. Pamiętam też moment, gdy zobaczyłam w Słupcu górników, bo działała wtedy jeszcze kopalnia. Nie miałam pojęcia kim są ci mężczyźni, którzy mają czarne kreski pod oczami.
Pozytywnie wspominam również sam ośrodek kultury. Było w nim czyściutko, wszędzie powykładane były dywany, dookoła stały paprotki. Pani Ewa zaufała mi i zapytała, czy byłabym w stanie tutaj się przeprowadzić. Zostawiłam wszystko i zamieszkałam na początku w ośrodku kultury, a później w służbowym mieszkaniu.
Czujesz się mieszkanką Nowej Rudy?
Tak, zdecydowanie czuję się już mieszkanką Nowej Rudy.
Z tańcem związana jesteś od dziecka. Jak zaczęła się ta przygoda?
Taniec to moje życie. Gdy miałam 8 lat usłyszałam o egzaminach do Zespołu Pieśni i Tańca „Lublin”- słynni „Kaniorowcy”. Zainteresowanie było ogromne. Na 1 miejsce było kilku kandydatów. Udało mi się przejść przez egzaminacyjne sito i zaczęło się… Próby taneczne i wokalne 2 razy w tygodniu. Duża odpowiedzialność dla mnie i oczywiście moich rodziców, którzy przez wiele lat wozili mnie na zajęcia na drugi koniec Lublina.W Zespole sprawdzano nie tylko postępy artystyczne, ale także oceny w szkole. Po kilku latach zaczęłam tańczyć w grupie reprezentacyjnej w Zespole Tańca Ludowego „KOS”, z którym bardzo dużo koncertowałam w kraju i zagranicą.
Następnie tańczyłam w ZPiT Akademii Medycznej dzięki, któremu zwiedziłam kawał świata... W międzyczasie ukończyłam Kurs dla Instruktorów Tańca organizowany na Uniwersytecie Ludowym w Gardzienicach.
Dlaczego właśnie taniec? Kto rozbudził w Tobie miłość do niego?
W sumie to sama nie wiem… Tańczyłam od zawsze. Mama mówiła, że jak byłam mała to nie chodziłam tylko skakałam, kręciłam piruety i dygałam w rytm muzykito już chyba wrodzona pasja. O egzaminach do zespołu powiedziała mi mama, ale nie sądziła, że się dostanę - tak długo ją męczyłam, aż zawiozła mnie na przesłuchanie.
A dlaczego folklor?
Folklor jest piękny! Zawsze czułam wyjątkowość polskiej muzyki ludowej - jej ducha i nastrój, zróżnicowanie tańców, kolorowe stroje i możliwość występowania na scenie. W latach 80’ folklor był bardzo popularnyw Lublinie i okolicy działało wiele bardzo dobrych zespołów. Z czasem zaczęłam poznawać ipasjonować się folklorem innych narodów- to wyjątkowa przygoda.
Swoją pasją zaraziłaś córkę?
Moja Victoria tańczy i śpiewa w zespole. To jej cały świat- koleżanki i koledzy, taniec, muzyka, występy, wspólne wyjazdy. Kiedyś powiedziała mi, że największą karą byłoby dla niej zakazanie jej chodzenia na próby.Oczywiście wszystkie zespołowe dzieci też są moje i staram się dbać o nie jak najlepiej potrafię, dzielę się z nimi moją pasją i uwielbiam spędzać z nimi czas.
Kierowanie Zespołem Pieśni i Tańca to ciągłe podróże, jesteś zatem ciągle w drodze. Jak udaje Ci się pogodzić to z życiem prywatnym?
Na szczęście mam wyrozumiałego męża. Wysłuchuje moje smutki i smuteczki, pomaga rozwiązywać problemy. Zna moje zespołowe dzieci i rozumie moje zaangażowanie. Oczywiście całe życie rodzinne, plany wakacyjne podporządkowane są zespołowi.Z przyjemnością ogląda nasze występy i mogę na niego liczyć w każdej chwili. Zatańczył nawet podczas 50-lecia naszego zespołu. W końcu dla tego zespołu przeprowadziliśmy się tu z Warszawy. To była przerwa, kiedy przez 6 lat nie było mnie w Nowej Rudzie.
Jakie miejsca udało się Tobie zwiedzić dzięki pracy?
Zwiedzanie w pracy… Wyjeżdżając z 30-40 osobową grupą dzieci lub młodzieży skupiona jestem przede wszystkim na ich bezpieczeństwie. Bardzo zależy mi też na dobrych prezentacjach scenicznych i odpowiednim zachowaniu grupy– wyjeżdżając na festiwale jesteśmy żywą reklamą Nowej Rudy i Polski.Jest czas na zwiedzaniezespół to przyjemność i naprawdę lubimy spędzać razem czas. Zawsze staramy się zorganizować zwiedzanie ciekawych miejsc, ale główny cel wyjazdów to koncerty. Nie traktuję tych wyjazdów jako mojego wypoczynku tylko jak odpowiedzialną pracę.
Taniec, zespół, Nowa Ruda. To Twój świat, ale Twoim światem jest przede wszystkim mąż i córka. A historia Twojej miłości jest niezwykła....
Tak, to jest mój świat. Moja miłość. Miłość, którą poznałam podczas kolonii. Tyle, że ja miałam wówczas 20 lat, a mój mąż – Arek zaledwie 10....Byłam wtedy wychowawczynią na koloniach letnich w Piasecznie.
Jakim chłopcem był Arek?
Był cudowny. Chudziutki, malutki blondynek, zawsze uśmiechnięty. I zawsze miał bardzo dużo do powiedzenia. Ciągle plątał mi się pod nogami, ale to było bardzo miłe, takie delikatne adorowanie przez małego chłopca.
I ten mały chłopiec już wtedy wyznał Ci miłość...
Gdy się rozstawaliśmy powiedział: „Jak będę o Pani całe życie pamiętał. Będę do Pani pisał listy”.
I pisał?
Napisał do mnie kilka listów, jeszcze jak był małym chłopcem. Starałam się odpisywać. Nie do końca wiedziałam co mogę napisaćmałemu Arusiowi, więc pisałam, że bardzo się cieszę z jego sukcesów.
Wnioskuję, że skoro ten mały chłopiec jest teraz Twoim mężem, to musieliście o kilku latach ponownie nawiązać kontakt.
Napisał do mnie w 2008 roku na Naszej Klasie. Moje nazwisko było pierwszym, które Arek wpisał w wyszukiwarce. Odezwałam się i tak zaczęliśmy korespondować.Do dziś mam listy od niego i historie naszych rozmów z GaduGadu. Pisaliśmy codziennie, Arek miał wtedy dziewczynę. W realu spotkaliśmy się w lutym 2008 roku w Warszawie. Pamiętam dokładnie ten dzień. Było mroźnie i bardzo słonecznie. Zobaczyłam Go już z daleka. Był uśmiechnięty, szczerze mówiąc od razu mi się spodobał. Miał taki błysk w oku.
Wypierałaś myśl, że rodzi się między Wami prawdziwe uczucie?
Tak. Ja miałam swoje poukładane życie, Arek miał fajną dziewczynę. Nigdy nie lubiłam wpychać się na trzeciego. Ale czułam, że pomiędzy nami kroi się grubsza sprawa. W końcu w kwietniu przyjechał do mnie w odwiedziny. Arek obudził we mnie wszystkie najcieplejsze uczucia. Udzieliło mi się jego opanowanie i spokój. Nauczył mnie kompromisu.
Doczekaliście się wspaniałej córki.
Któregoś dnia powiedziałam Arkowi szczerze i wprost, że jestem już w takim wieku, że dla mnie to jest ostatni dzwonek. Nie chciałam jednak niczego na nim wymuszać. On mnie mocno przytulił i spokojnie powiedział: „Ewuniu, zrób sobie badania, czy wszystko jest w porządku. Jakby coś nie tak – czy z tobą, czy ze mną – to mam troszkę zaoszczędzonych pieniędzy ibędziemy się leczyć. Wiem, gdzie jest fajna klinika”. Bardzo ujął mnie tymi słowami.Pewnego dnia zadzwoniłam do Arka i mówię, że muszę do niego przyjechać, że musimy poważnie porozmawiać. On sobie pomyślał: „No tak, z małolatem się zadała, pewnie znalazła sobie kogoś ciekawszego”. Poszliśmy do knajpki na Nowym Świecie w Warszawie i pokazałam mu zdjęcie USG, na którym była nasza córeczka. Po czterech miesiącach starań. Potem kupił mi pierścionek i mi się oświadczył. 14 lutego 2009 roku w Walentynki pobraliśmy się.
Niedawno odbył się wyjątkowy jubileusz, 50-lecia ZPiT Nowa Ruda. To ogrom pracy, zakończonej ogromnym sukcesem, któremu towarzyszyły łzy wzruszenia.
Samo to, że przyszło tyle osób, tylu byłych członków zespołu. Niektórzy ludzie płakali. To jest bardzo wzruszające, ale są także osoby, które myślą, że założymy kolorowe stroje i już jest super. A to jest cały sens. Staram się o staranność i strojów i wyglądu. Tu nie ma nic przypadkowego. Jestem bardzo wymagająca i ostra na zajęciach, czasami krzyknę. Jak w rodzinie, czasami mam gorszy dzień, jak każdy z nas.
Czuje się Pani spełniona zawodowo? Czy są jeszcze marzenia, których Pani nie zrealizowała?
Jako instruktor i choreograf osiągnęłam dużo, bardzo się z tego cieszę i szanuję to. W ciągu 25 lat pracy wraz z zespołem zdobyłam wiele nagród i wyróżnień. To wynik wspólnego wysiłku i szczeregozaangażowania w nasz ZespółPieśni i Tańca Nowa Ruda.Przed nami kolejne wyzwania- chcemy rozszerzyć repertuar zespołu o nowe choreografie, marzę o zakupie kostiumów i butów… Lista życzeń i marzeń jest długa. Najważniejsze żeby ludzie chcieli przychodzić do zespołu, razem tańczyć, grać i śpiewać,wspólnie żyć i tworzyć Zespół.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.