Nie lustro, lecz cień
Spektakl opowiada historię dziewczyny (w tej roli Dorota Traczyk), która ugrzęzła w marazmie, złości na siebie i niezadowoleniu z życia. Jej przewodnikiem – a może wyrzutem sumienia? – zostaje tajemnicza zjawa, cień (grana przez Julię Jaroszewską-Świtaj), która zamiast odbijać jej obraz, prowadzi ją przez proces konfrontacji z własnym „ja”. Cień nie jest wrogiem – to duchowy mentor, wcielenie podświadomości, głos rozsądku i buntu zarazem. Początkowo odrzucany, z czasem staje się lustrem nie kształtów, ale emocji i decyzji.
Słowa, taniec, emocje
Trzon scenariusza zbudowany został wokół muzyki – to od niej zaczęło się wszystko. – Mam takie piosenki, które od lat siedzą mi w głowie. Widziałam do nich obrazy. Emocje. Sceny – mówiła Julia Jaroszewska-Świtaj w rozmowie z Kamilem Bieńkiem po spektaklu - również aktorem, który kilka dni wcześniej zagrał w sztuce „K.K”. Jeden z utworów, „Puk Puk”, Julia napisała sama już dwa lata temu – zupełnie nieświadoma, że idealnie wpasuje się w musical, który powstanie dopiero w 2025 roku. – Nic nie dzieje się bez przyczyny – dodała.
Taniec i ekspresja to dla obu twórczyń forma osobistej terapii. – Jak jestem smutna, stoję przed lustrem i tańczę. Jak jestem wesoła – też tańczę. Nawet pod prysznicem! – opowiadała Julka. Te emocje, intensywne, niekiedy brutalnie szczere, były wyczuwalne na scenie. „Dotyk Cienia” to spektakl, który nie ucieka w metaforykę na siłę – jest namacalny. Dosłowny. W pewnym momencie aż niewygodny.
Monolog pokolenia 20+
To także głos pokolenia młodych dorosłych, ludzi na granicy światów: dzieciństwa, które się kończy, i dorosłości, która nie daje się uchwycić. – Porównujemy się. Tamta ma dziecko, tamten kupił mieszkanie, a my wciąż miekszamy z rodzicami albo wynajmujem pokój i nie wiemy, co dalej –Mówiła z przejęciem Dorota. – Łatwo się wtedy zgubić i znienawidzić samego siebie. Ale trzeba znaleźć w sobie tę małą wersję siebie, która powie: dasz radę. Zasługujesz na więcej.
Od scenariusza po scenografię
Scenariusz powstał... w trzy dni. Jak przyznała Julia, „po prostu leciało”. Nie było żadnych blokad, zastojów, tylko czysty przepływ weny. Scenografia – skromna, ale wymowna – to zasługa Szymona Grabickiego, prywatnie chłopaka Julki, oraz jego przyjaciela, Wojtka Hudźca.
„Akceptuję swoją przeszłość i idę dalej”
To zdanie, wypowiedziane w kulminacyjnym momencie musicalu, wybrzmiało jak manifest. Nie tylko postaci, ale również młodych twórczyń, które – nie mając wielkiego budżetu ani znanych nazwisk – udowodniły, że teatr w małym mieście może poruszać. Naprawdę poruszać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.